Strony

poniedziałek, 28 kwietnia 2014

Rozdział 2

Ociężale podniosła głowę i położyła na nią dłoń. Bolało ją niemiłosiernie, nie dziwne. Ledwo pamiętała, że to właśnie młody Ponte odwiózł ją do domu. Nie byli zbyt uprzejmi, ale przyjaciół brali na poważnie to trzeba było im przyznać. Z małymi trudnościami podniosła się do pozycji siedzącej i oparła się o ścianę. Czuła pulsujący ból głowy, wczorajsza impreza, była... Pamiętała jak przez mgłę, starała cokolwiek sobie przypomnieć, cokolwiek. Pamiętała jak tańczyła i twarz tego chłopaka z toru, ukryta w tłumie... Kto to był? Miała dowiedzieć się wkrótce. Chwyciła butelkę wody i napełniła szklankę. Otwarła pudełko tabletek i wrzuciła ją do kubka, była przygotowana na takie okoliczności, cały zestaw zawsze stał przy jej łóżku. Chwyciła szklankę i obracała ją w dłoni obserwując rozpuszczanie się tabletki musującej. Idealnie antidotum na kaca.
-Violetta!-głos ojca zabrzmiał jej echem w głowie. Przymrużyła oczy i sykła z bólu masując koniuszkami palcy swoje skronie. Zsunęła nogi z łóżka, a jej rozgrzane stopy zetknęły się z zimnymi panelami.-Violetta! Śniadanie!-jękła po raz kolejny słysząc głos ojca.
-Już idę! Nie drżyj się tak!-okrzyknęła i zarzuciła szlafrok na ramiona. Ociężale ruszyła po schodach.

***
Siedział w pokoju rozmyślając o jakiej kolwiek możliwości pomocy siostrze. Troszczył się i martwił o nią, zawsze uważał, że jest rozsądną dziewczyną. Czyżby to tylko chwilowe zafascynowanie nowym otoczeniem? Wczoraj wróciła, bardzo późno w nocy. Musiał jak najszybciej odciągnąć Mary od szkodliwego towarzystwa. Tylko jak? Może zawalczyć inną bronią? Zaatakować na lini wroga? Mógłby spróbować rozbić, tę bandę od wewnątrz. Jednak po chwili zmienił decyzję, jeśli chciałby dostać się do tych "złych" musiałby zmienić styl, wtajemniczyć przyjaciół i mocno się starać o zaufanie blondynki lub Castillo, bo to właśnie one dobierały nowych. Za dużo do roboty, ale Mary była tego warta. Znał swoją siostrę i miał nadzieję, że już wkrótce przejrzy na oczy i odpuści sobie ten okres "buntu". Narazie może spokojnie czekać, tylko, że on nie jest człowiekiem cierpliwym. Wiedział, że jest rozsądna, ale musi nauczyć się na własnych błędach. Tyko bał się, że to może nie poskutkować... Najwyżej w porę wprowadzi swój plan w życie. Jak narazie daje jej wolną rękę.

***
-Camila! Cami!-krzyczała włoszka biegnąc za przyjaciółką. Zdezorientowana Argentynka zdjęła słuchawki z uszu i uśmiechneła się promiennie, odwracając się do koleżanki.
-Hej, co u ciebie?
-Nic, idziemy z Marco, Naty i Fede do kina. Pójdziesz z nami i Brodwayem?-rudowłosa się lekko zaczerwieniła od dość niedawna była z czarnoskórym chłopakiem i ten temat był dla niej dość osobisty i peszący. Nie dziwne wkońcu byli jedyną parą w towarzystwie.
-Tak, chętnie. Wiesz co? Spotkałam wczoraj Castillo.-mówiła ruszając w głąb parku.
-Naprawdę? Współczuję.
-Tak, wiem. Grałam sobie na gitarze, a ona tak poprostu na mnie naskoczyła. Wyobrażasz sobie?
-Może lepiej zmienimy temat?-odezwała się brunetka siadając na ławce.
-Jasne. Chcesz powiedzieć mi coś konkretnego?
-Nie. Poprostu nie lubię tematu "tej paczki"-westchnęła ciężko i oparła się na ławce.

***
Chwycił klucze i wsunął dłoń do kieszeni. Wyszedł przed dom, słońce było dziś wyjątkowo uciążliwe, przymrużył oczy i jednym zwinnym ruchem poprawił czapkę z daszkiem. Spojrzał na zegarek 12. Nie ma szans, żeby spotkać Violettę lub Ludmiłę, a co dopiero Mary. Wczoraj odwoził je wszystkie, pamiętał w jakim były stanie, on jako jedyny nie pił, wczoraj musiał kierować. Wyszedł z podwórka i ruszył chodnikiem, szedł spokojnie, aż napadł go ktoś i przywarł do muru.
-Macie się od niej odwalić-warknął włoch.
-Ooo! Bohaterski braciszek się znalazł!-zaśmiał się Ponte, na co został bardziej przyciśnięty do ściany.
-Dobrze wam radzę zostawcie ją.-Maxi przewrócił oczami i podkosił chłopaka nogą. Federico upadł na chodnik, a Argentyńczyk poprawił czapkę.
-Odwal się ode mnie dobrze ci radzę. Poza tym to Ludmiła wcieliła twoją siostrzyczkę do naszej paczki, ja się tym nie zajmuje.-wcisnął dłonie do kieszeni i ruszył spokojnie przed siebie. Spacerował dobre trzy godziny, aż doszedł pod kino, zauważył wesołą paczkę i zaśmiał się kpiąco skracając w ciemną uliczkę.

***
Następnego dnia, Pablo napisał piosenekę, kazał zapoznać się uczniom z nią. Rozbrzmiały pierwsze dźwięki, a on sam udał się do gabinetu. Szło im całkiem nie źle, ale Violetta, jak zwykle musiała coś skrytykować. Zatrzymała palce na strunach basu i podeszła do wzaczniacza odłączając gitarę rudowłosej, następnie podeszła do Natali i wyłączyła klawisze.
-To było fatalne! Jesteście żałośni, kto uczył was grać? Niektórzy się tutaj nie nadają. Co nie Naty?-podeszła do hiszpanki, a miedzy nimi stanęła Camila.
-Zostaw ją. Nikt nie chce znać twojej opinii.-wycedziła przez zęby.
-A wiesz co ja uważam...-odwróciła się i przeszła wzdłuż sceny.-wy poprostu jesteście ofiarami losu-zaśmiała się i ujrzała zdegustowaną twarz Leona. Pokręcił z dezaprobatą głową i wyszedł. Znów obróciła się w kierunku zespołu, nikt nie widział chłopaka w drzwiach.-a teraz przepraszam, ale nie chce mi się z wami gadać.-spokojnie opuściła aulę, żeby chwilę później nerwowo rozglądać się przed Studio. Zobaczyła go, szedł alejką.
-Leon!-krzyknęła, ale nie przyniosło to skutku więc pobiegła za nim.-co ty tu robisz?
-Przyszedłem cię odwiedzić, ale nie jestem pewien czy cię wogóle znam.-wepchnął dłonie w kieszenie.
-O co ci chodzi?-udawała głupią.
-Widziałem wszystko.-powiedział ledwo słyszalnym głosem i kopnął butem kamień.
-Co?! Próbę?!-zaśmiała się.-próbę na przedstawienie?!
-Co?-podniósł głowę i zmarszczył brwi.
-To wszystko, to próba, ta cała kłótnia. Ten strój. To nie ja przecież doskonale mnie znasz.-świetnie kłamała.
-Naprawdę?-ożywił się trochę.
-No tak znasz mnie jak mało kto.-przygryzła wargę i czekała czy łyknie tę ściemę.
-Tak wiem. Ufam ci.-wykrzywił usta w uśmiechu.
-Wiedziałam, że przejrzysz na oczy-uśmiechneła się promiennie i wtuliła w jego tors.

***
Wszyscy wyszli już z próby, a rudowłosa usiadła na kolumnie i ciężko westchnęła.
-Ej skarbie, co się dzieje?-nad nią pojawił się czarnoskóry chłopak.
-Nic mam dość Violetty.
-Mówiłem ci, że masz ją ignorować.-przykucnął ujmując jej dłonie.
-Ale ja nie dam sobie ubliżać Brodway!-podniosła głos.
-Spokojnie Cami, ale jeśli będziesz zwracać na to uwagę to będziesz dawcać jej satysfakcję i nie odpuści.-spojrzał na nią z czułością i założył jej kosmyk włosów za ucho.-Trzymaj ją na dystans.-uśmiechnęła się i przytuliła go.
-Dziękuję, postaram się.
-Yhym!-podnieśli się i zauważyli Francesscę stojącą we wejściu.-Ja, Marco, Fede i Naty się zbieramy. Idziecie z nami?
-Jasne-uśmiechneła się promiennie Camila i splotła swoją dłoń z ręką swojego chłopaka.

czwartek, 24 kwietnia 2014

Rozdział 1

Obudziła się z wielkim bólem głowy. Dziewczyna narzuciła na siebie szlafrok i zeszła do kuchni. Tam zastała swojego brata jedzącego śniadanie.
- Jak ci się spało siostra? - zapytał specjalnie głośno Federico. Brunetka złapała się za głowę.
- Cicho, głowa mnie boli. - westchnęła i wyjęła szklankę z kredensu. Postawiła ją na blacie i nalała do niej wody. Mary połknęła tabletki przeciwbólowe i popiła wodą.
- To co dziś siedzisz w domu? Bo przecież boli cię głowa. - mówił dalej chłopak. Zaśmiała się z "głupoty" brata.
- Chyba śnisz. Otworzyli nowy klub w centrum, z okazji otwarcia pierwszy drink za darmo. - odparła wesoło. Zirytowany włoch szybko wyszedł z domu. Zaczęła się śmiać i wzruszyła ramionami. Wróciła do swojego pokoju, bo przecież musiała się przygotować do wieczornej imprezy.
***
- Halo?... Dobrze... Za dziesięć minut. - Castillo szybko rozłączyła się. Zmieniła obcisły top z dużym dekoldem na tunikę, a czarne koturny na trampki. Chwyciła jeszcze torbę i wybiegła z domu. Była bardzo skrupulatna przy robieniu makijażu, by zakryć wory pod oczami. Ból głowy częściowo zwalczyła. Wzięła najmocniejsze proszki, jakie znalazła. Po pięciu minutach stanęła przed torem motocrossowym. Często karciła się w myślach, że rani tylu ludzi. Tatę, brata, Leona i swoich "wrogów". Sama do końca nie wiedziała, jaka jest naprawdę. Nie wiedziała, czy jest typem niegrzecznej dziewczyny, czy tej tej dobrej, którą udawała, lub nią była przy Leonie. Chciała być miła, dobra, ale nie potrafiła, albo może tylko nie chciała. Jedynym jej marzeniem było być kochaną, a przy Verdasie tak się czuła. Dlatego to przy nim była dobra, albo po prostu nią grała. Nie zważając dłużej na głos w jej głowie, który mówił "powiedz prawdę", podeszła do przyjaciela.
- Hej! - krzyknęła wesoło Violetta. Uśmiechnął się.
- Powiedzieć ci coś? - zapytał talemniczo Leon. Zaczęła się śmiać.
- No dobra. - odparła. Uśmiechnął się zwycięsko.
- Ale nie teraz. - oznajmił spokojnie.
- Dlaczego nie? Ja chcę wiedzieć! - powiedziała z pretensjami. Odwróciła się do niego plecami, udając, że się obraża.
- A jak ci powiem, że to niespodzianka? - szepnął jej na ucho.
- Ehhh... No dobra. - rzekła Castillo niechętnie, choć tak naprawdę cieszyła się, że ma dla niej niespodziankę.
- Pójdę się przebrać i idziemy na kawę? - zapytał chłopak. Pokiwała ochoczo głową, na tak. Verdas zniknął za zakrętem, a dziewczyna patrzyła na swojego brata, który robił okrążenia. Po chwili jej telefon zadzwonił.
- Halo?... O której?... Jasne, wpadnijcie po mnie. - rozłączyła się. Ludmiła ogłosiła przyjaciółce wyjście na imprezę. Szatynka zobaczyła, że jej przyjaciel już wraca, więc schowała telefon do torby.
- Już jestem. - oznajmił Leon. W tym samym momencie podszedł do nich młodszy brat Castillo.
- Violetta? - zapytał zdziwiony.
- Tak, to ja. Idź się przebierz i wracamy na obiad, bo się spóźnimy. - mówiła szybko. Oczywiście kłamała, ale musiała pozbyć się brata.
- Ale mamy jeszcze pół godziny. - zmarszczył brwi.
- Mamy zrobić zakupy po drodze. Idź się przebierz. - ponagliła Victora. Młody westchnął i poszedł do przebieralni.
- Przepraszam. Nie dam rady dziś na kawę. Obiecuję pójdziemy jutro. - powiedziała z ręką na sercu, zwracając się do Verdasa.
- Nie ma sprawy. Do jutra. - uśmiechnął się delikatnie. Już chciała odejść, ale złapał ją za nadgarstek.
- Wszystko okej? - zapytał szatyn. Pokiwała twierdząco głową. - Wiesz, przyjaźnimy się mi możesz powiedzieć. - zapewnił ją. "Przyjaźnimy się" głupie dwa słowa, a ją wyprowadziły z równowagi. Zaplątała się we własnych kłamstwach. Nie wiedziała kim dla niej jest Leon, Ludmiła, Maxi. Nie wiedziała na kim jej tak na prawdę zależy. Przed kim udaje, a przy kim jest sobą. Usmiechnęła się blado. Pomachała mu na pożegnanie i odeszła w stronę brata.
- Co tu robiłaś? - zapytał jeszcze raz.
- Przecież ci mówiłam, przyszłam po ciebie. - oznajmiła jeszcze spokojnie.
- Leon należy do paczki? - spytał Victor. Szturchnęła go w ramię.
- Cii. Zamknij się! - rozkazała. Niestety, było już za późno. Za drzewem czaił się Diego. Widział jak miła była przy Leonie, a jak wredna przy innych. Hiszpan chciał się dowiedzieć więcej, więc poszedł za rodzeństwem. Starsza Castillo poczuła wibracje w torebce. Wyjęła z niej telefon i spojrzała na wyświetlacz. Przeczytała wiadomość i schowała urządzenie w torbie.
- Kto to? - spytał Victor.
- Tata, nie musimy robić zakupów. - skłamała. To była Ferro. Wysłała jej informacje, która głosiła wcześniejsze rozpoczęcie imprezy. Chłopak zaczął iść wolniej, wiedząc, że nie musi się spieszyć. Siostra pociągnęła go za rękę.
- Bardzo mi się spieszy. Możesz? - zapytała. Oczywiście było to pytanie retoryczne, bo kiedy Violetta coś mówi, to inni muszą słuchać. Jednak tylko jedna osoba tak uważała, sama ona. Po drodze zobaczyła siedzącą na ławce Camilę. Siedziała z gitarą, komponowała. Castillo uśmiechnęła się do siebie.
- A ty pokrako, co tu robisz? - zapytała sztucznie się uśmiechając. Wściekła Torres podniosła na nią wzrok. Odwzajemniła jej ironiczny uśmiech.
- Przynajmniej coś pożytecznego i przyzwoitego. - specjalnie podkreśliła ostatnie słowo. Szatynka zaśmiała się.
- To nie moja wina, że każdy chłopak chce ze mną tańczyć. Ty nawet masz problem, żeby twój z tobą zatańczył i nie dziwię mu się. - potem dziewczyna wybuchnęła śmiechem i odeszła ciągnąc za sobą młodszego brata. Ruda jedynie patrzyła jak Violetta odchodzi. Pokręciła głową z dezaprobatą.
- Idiotka. - szepnęła do siebie.
***
Włoch po kilku minutowym spacerze stanął na wycieraczce z napisem "Ferro". Energicznym ruchem zapukał w mahoniowe drzwi. Po chwili otworzyła mu blondynka ubrana w sukienkę bez ramiączek i kamizelkę z ćwiekami.
- Federico, co tu robisz? - zapytała słodziutkim głosem. - Przyszedłeś się pewnie ponapawać moim blaskiem - stwierdziła. Prychnął.
- Nie. Przyszedłem ci powiedzieć, żebyście zostawili moją siostrę w spokoju. - oznajmił groźnie. Ludmiła zaczęła się śmiać. Nie bała się niczego i nikogo.
- A tak serio? - spytała opanowując śmiech. Złapał ją za materiał kamizelki i przygniótł do ściany.
- Wiesz, że gdybyś była facetem to już dawno leżałabyś w szpitalu? - uniósł brwi.
- Ale to ty jesteś facetem. - odparła spokojnie i uderzyła go "z liścia". Potem weszła do domu i zamknęła mu przed nosem drzwi.
*****
Następny rozdział pisze Naty, więc będzie on lepszy. Pojawi się on w poniedziałek :)

wtorek, 22 kwietnia 2014

Prolog

Czy uważacie, że można ufać każdemu? Są różne rodzaje ludzi. Najczęściej człowiek jest fałszywy i zakłamany. Tylko czy warto kłamać? Możesz pogrążyć się we własnym kłamstwie. Ludzie uwielbiają mieć maski, które często zmieniają, co ma ich uchronić przed cierpieniem. Prowadzą inną taktykę względem każdej napotkanej osoby. Sam pociągasz za sznurki w teatrze życia. Jesteś zwykłą lalką, których jest wiele. Trzeba tylko uważać, żeby nie poplątać swojego życia na tyle, że nie będziesz mógł się ruszyć. Życie stawia nam na drodze różnych ludzi i nawet jeśli wydaje nam się, że ich znamy, nie możemy być niczego pewni. Tylko czy przyjaźń przetrwa wszystko? Miłość, żal, kłamstwo, obłudę... Długo można by wymieniać. Violetta nie była do końca uczciwą osobą...

- Dobra, Leon muszę się zbierać. - powiedziała dziewczyna i wstała z krzesła.
- Dlaczego? Dopiero piąta. - spytał Verdas. Również wstał z krzesła i podszedł do przyjaciółki. Założyła płaszcz. - Przepraszam. - szepnęła nastolatka i opuściła kawiarnie. Szatyn westchnął i wyszedł z lokalu.

          Szatynka z trzaśnięciem drzwiami wróciła do domu.
- Gdzie byłaś?! - spytał poddenerwowany ojciec dziewczyny.
- Nie twoja sprawa. - odrzekła oschle dziewczyna.
- Znów gdzieś z tą twoją paczką? - zadał kolejne pytanie. Violetta nie odpowiedziała, tylko poszła do swojego pokoju. Tam zrobiła ostrzejszy makijaż i przebrała się. Założyła czarne szpilki i zeszła na dół. W tym samym momencie zadzwonił dzwonek do drzwi. Castillo nacisnęła na klamkę.
- Hej. - przywitała się. Zdziwiła ją obecność Mary.
- Mary od dziś należy do paczki. - wyjaśniła jej blondynka.
- Idziemy? - spytał Ponte. Dziewczyny Przytaknęły i wszyscy opuścili posesję rodziny Castillo. Pod klubem nocnym czekał ba nich Federico. Włoch był bardzo nie pocieszony, iż jego siostra wdała się w takie towarzystwo. Szybkim krokiem podszedł do siostry i jej przyjaciół.
- Jak ty wyglądasz? - prawie krzyknął.
- Normalnie. - Zaśmiała się dziewczyna.
- Spójrz na siebie! Ta sukienka jest co najmniej o rozmiar za mała i te wysokie szpilki?! - był bardzo zdenerwowany. Nie zważając na słowa podirytowanego włocha weszli zatłoczonego klubu.

Przepychali się między tłumem ludzi, aż doszli do stolika stojącego pod ścianą. Usiedli przy nim, a młody Ponte zaśmiał się i wyrzucił za siebie kartkę z napisem "rezerwacja". Mieli gdzieś zasady, wydawało im się że ich nie obowiązują. To bardzo imponowało najmłodszej z nich; Mary. Oparła się wygodnie i spojrzała w stronę rozzłoszczonego Federico, który podszedł do Marco siedzącego przy barze.
Uśmiechneła się ironicznie patrząc w stronę rozzłoszczonego brata, tłumaczącego coś meksykaninowi.
-Patrzcie, ten klub spada na psy. Byle kogo tu wpuszczają.-zaśmiała się Violetta wskazując na grupę przyjaciół przy barze.
Była to dość nie typowa paczka, byli bardzo zgrani, choć każdy był inny. Z czego wynikały te różnice? Może dlatego, że byli sobą. Robili coś czego nie potrafiła paczka Violetty. Była to istnie wybuchowa mieszanka charakterów. Cicha, spokojna Natalia, zaborcza, porywcza Camila. Miła i zawsze uśmiechnięta Francessca, nieśmiały i pomocny Marco. Roześmiany Brodway i opiekuńczy Federico. Wszyscy byli tak różni, a i tak potrafili się dogadać.
- O patrzcie, ktoś tu chce potańczyć.-zaśmiała się Violetta wskazując na Camilę która ciągła czarnoskórego chłopaka na parkiet. Violetta chwyciła szklankę soku i wstała udając się w kierunku pary. Udając, że ich nie zauważyła wylała sok na rudowłosą.
-Ups, to było nie chcący.-parsknęła pod nosem.
-Ja ci dam, nie chcący!-wycedziła przez zęby Cami. Poderwała się na nią jednak w porę podtrzymał ją chłopaka.
-Chodź Cami. Nie warto.-objął ją ramieniem i ruszył w stronę wyjścia. Violetta uśmiechneła się ironicznie i usiadła do stolika roześmianych przyjaciół.
*******************
Tak się przedstawia prolog :) mamy nadzieję, że się podoba. Czekamy na opinie. Naty zajmuje się już naglowkiem, więc spodzirwajcie się go niedługo. Papa!!!