Strony

czwartek, 29 maja 2014

Rozdział 11

Broadway szybkim krokiem przemierzał park, w celu odnalezienia swojej dziewczyny. Nie lubił się z nią kłócić, chciał przeprosić. Zastał ją na jednej z ławek. Camila wściekła rozmawiała, a właściwie krzyczała przez telefon.
- Rozumiesz to Fran?... Nie mogę patrzeć na Broadwaya... Ech! - usłyszał urywek rozmowy. Brazylijczyk niepewnym krokiem podszedł do niej, widząc, że skończyła rozmowę.
- Cami... - zaczął siadając koło niej. Przeniosła na niego wzrok i skrzywiła się.
- Czego chcesz? - spytała oschle. Westchnął.
- Przecież wiesz, że nie lubię się z tobą kłócić. - wyznał przysuwając się bliżej. Torres założyła nogę na nogę.
- I co w związku z tym? - prychnęła rudowłosa. Uśmiechnął się delikatnie.
- W związku z tym, chciałbym cię przeprosić. - oznajmił i wyczekiwał na jej reakcję. Westchnęła i przymrłużyła oczy.
- I co ja mam z tobą zrobić? - zapytała unosząc brwi. Nie potrafiła się na niego gniewać, kochała go.
- Przytulić mnie? - spytał z nadzieją i rozłożył ramiona. Zaśmiała się i wtuliła w niego.
- Kocham cię. - szepnęła, gdy trwali w uścisku.
- Ja ciebie też. Bardzo. - odparł.
***
Następnego dnia brunet w pośpiechu wszedł do studio. Ogarnął wzrokiem cały korytarz. Uśmiechnął się na widok hiszpanki w rogu pomieszczenia. Postanowił sobie, że za wszelką cenę przekona ją do siebie. Pokaże, że nie jest taki zły. Nie wiedział, dlaczego go tak nie lubiła. Zdecydowanym krokiem podszedł do brunetki.
- Hej - uśmiechnął się siadając koło niej. Zignorowała go, starając skupić się na rysowaniu w zeszycie. Udawała, że go nie widzi.
- Halo! Ziemia do Naty. - Ponte dotknął delikatnie jej ramienia. Westchnęła podirytowana i spojrzała na niego, pełnym nienawiści spojrzeniem.
- Co? - spytała oschle. Uśmiechnął się szeroko.
- Wiesz... jesteś hiszpanką. Może opowiesz mi coś o Hiszpanii, bo nigdy tam nie byłem. - poprosił Maxi. Perrdio założyła ręce na pierś.
- Poczytaj sobie w internecie. - zaproponowała. Jęknął zniecierpliwiony.
- Ja próbuje być miły. - oznajmił. Brunetka pokiwała głową z ironią.
- Coś ci nie wychodzi. - prychnęła i odeszła. Zacisnął pięści i odetchnął głęboko.
- Co ze mną jest nie tak? - szepnął sam do siebie. "Może z nią coś jest nie tak?" Pomyślał, ale zaraz pokiwał przecząco głową. Długo siedział w samotności i rozmyślał, jak przekonać Natalię do siebie. Bezradny podniósł się i poszedł do szafki.
***
Castillo wbiegła do studio i odrazu zauważyła Ludmiłę zmierzającą do szafki. Podbiegła do niej, stukając obcasami o podłogę. Postanowiła, że postara się odbudować przyjaźń z Ludmiłą i Maxim. Jeśli się nie uda, może to będzie znak. Westchnęła i dogoniła przyjaciółkę.
- Lu! Ludmi! - krzyczała Violetta biegnąc za przyjaciółką. Blondynka zatrzymała się i odwróciła. Na widok dziewczyny uśmiechnęła się promiennie. Szatynka szybko doszła do niej. - Możemy pogadać? - spytała. Ferro pokiwała głową, ruszając w głąb korytarza.
- Chodź, muszę wziąć coś z szafki. - wskazała kciukiem na szereg szafek. Violetta kiwnęła głową. Ruszyły razem ramię w ramię.
- No... Wiesz, może wieczorem pójdziemy gdzieś? - zapytała, gdy jej przyjaciółka otwierała "sejf". - Dawno nigdzie razem nie wychodziliśmy... - w tym momencie z szafki Ludmiły wypadła koperta. Dziewczyna schyliła się, by podnieść ową rzecz. Otworzyła ją i wyjęła dwa bilety do wesołego miasteczka. Zmarszczyła brwi. Przejrzała jeszcze raz zawartość koperty. Blondynka wyciągnęła jeszcze skrawek papieru. "Obiecałaś mi jeszcze spotkanie. O siódmej przed wejściem. Fede." Przygryzła dolną wargę i uśmiechnęła się do siebie.
- Ludmiła... - Castillo pomachała jej dłonią przed oczami. Ferro podniosła na nią wzrok.
- Przepraszam, mam już plany. - oznajmiła z szerokim uśmiechem. Cmoknęła ją na pożegnanie w policzek i odeszła. Szatynka westchnęła głęboko.
- Narazie. - szepnęła odprowadzając wzrokiem przyjaciółkę.
***
Leon westchnął i założył ręce na pierś. Ciągle patrzył na Castillo rozmawiającą ze swoją przyjaciółką. Przymknął powieki i cofnął się. Włoszka spojrzała na niego zdziwiona i pomachała mu dłonią przed oczami. Skrzywił się, stracił nadzieję. No tak, nadzieja matką głupich.
- Leon słuchasz mnie?! - krzyknęła mu do ucha podirytowana Francesca. Skrzywiony odwrócił się w jej stronę.
- Przepraszam, ale nie. - odparł smutno Verdas. Brunetka położyła mu dłoń na ramieniu. Podążyła za jego wzrokiem i natrafiła na Castillo. Westchnęła.
- Nie martw się. - poklepała go delikatnie po ramieniu. Spuścił głowę.
- Powiedziała, że chce się zmienić. Właśnie widzę. - burknął pod nosem nie podnosząc wzroku. Przytuliła się do niego. Odwzajemnił przyjacielski uścisk. - Dziękuję. - wyszeptał szatyn. Zaśmiała się serdecznie.
           Zza filaru obserwował ich Tavelli. Gdy zobaczył ich czuły uścisk, nie wytrzymał. Był zazdrosny, i to bardzo. Nie wiedział, może coś czuł? Może chciał być kimś więcej, niż tylko przyjacielem. Jednak miał związane ręce, nie mógł jej powiedzieć. Tak, po prostu. W przypływie złości podszedł do nich. Odchrząknął znacząco, zwracając ich uwagę. - Możecie się przestać obściskiwać? Musimy skończyć piosenkę. - powiedział gniewnie brunet. Verdas uniósł ręce w geście obronnym.
- Przepraszam? - uniósł brwi. Marco zacisnął pięści i podszedł bliżej szatyna. Zatrzymała go Francesca, stając pomiędzy nimi.
- Marco... - wycedziła przez zęby Cauviglia. - Idziemy ćwiczyć, w spokoju. Masz zostać do końca próby. Nie tak jak ostatnio. - oznajmiła i pociągnęła ich obu za ręce.

4 komentarze:

  1. Świetny :* cudowny jak zwykle :D
    Czekam na next <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudo ♥ jak zwykle zresztą ♥ czekam z niecierpliwością na następny rozdział ♥

    OdpowiedzUsuń
  3. cudowne <33333
    czekam na next <3

    OdpowiedzUsuń