Ferro mocniej objęła przyjaciółkę i ruszyły razem w stronę damskiej toalety. Obie wiedziały, że o takich sprawach lepiej porozmawiać w bardziej ustronnym miejscu. Po drodze blondynka zauważyła Verdasa opartego o swoją szafkę. Delikatnie przygryzła dolną wargę i zastanowiła się chwilę. Po namyśle odezwała się szybko:
- Vilu, ja zapomniałam, że mam zajęcia z Beto. Poradzisz sobie? - już odchodziła, nie czekając na odpowiedź. - Super. Pa! - delikatnym ruchem popchnęła ją w stronę Leona, tak że szatynka zderzyła się z nim. Dalej Ludmiła obserwowała sytuację zza filaru. Szatyn położył dłoń na ramieniu zapłakanej Violetcie.
- Wszystko okej? - spytał z troską, chociaż wcale nie chciał pokazać, że się o nią martwi. Pociągnęła nosem.
- Tak. Ja muszę już iść. Przepraszam, że na ciebie wpadłam. - oznajmiła Castillo i już miała się odwrócić. On jednak jej nie pozwolił, chwytając za nadgarstek i odwracając w swoją stronę. Położył dłoń na jej podbródku, tym samym zmuszając by na niego spojrzała. Zamrugała parę razy, aby odzyskać ostrość widzenia.
- Płakałaś? - zapytał cicho, a ona tylko pokręciła głową, bo nie mogła wydobyć słowa. - Przecież widzę, że coś jest nie tak. - spojrzał w jej oczy. Ona znów pokręciła głową. Westchnął. Wyrwała rękę z jego uścisku i starła dłonią łzy, rozmazując przy tym makijaż.
- Przepraszam. - szepnęła i odwróciła się. Wołał ją, ale bez skutku. Doszła do przyjaciółki i wzięła ją pod ramię. Pociągnęła ją w stronę auli.
- Kobieto! Niebiosa ssyłają ci dar, on chce z tobą gadać, a ty odchodzisz? Violetta! - lamentowała Ferro. Szatynka nie zważając na jej słowa, szła dalej. To było dla niej zatrudne, nie chciała znów go zranić. Myślała, że tak będzie lepiej. Ale robiła krzywdę i sobie i jemu.
***
Rudowłosa przewróciła się na drugi bok nie otwierając oczu. Jej błogi sen, popsuł dzwonek do drzwi. Zmarszczyła brwi.
- Kogo niesie? - spytała samą siebie. Narzuciła szlafrok i zbiegła po schodach. Z westchnieniem nacisnęła na klamkę. Za drzwiami stał jej uśmiechnięty od ucha do ucha chłopak.
- Cześć. Czemu jeszcze nie ubrana? - zapytał zdziwiony. Torres ułożyła mu dłonie na ramionach. - Broadway, jest środa! Jedyny dzień w tygodniu, kiedy mamy na popołudnie i kiedy mogę się wyspać! - delikatnie nim potrząsnęła. Brazylijczyk zaśmiał się cicho i zdjął jej ręce.
- Wysłałem ci wiadomość. - oznajmił przez śmiech. Westchnęła.
- A nie pomyślałeś, że na noc wyciszam telefon? - zapytała, jakby to było oczywiste. Uśmiechnął się do niej i popchnął delikatnie w stronę łazienki.
- Idź się ubierz, za chwilę wychodzimy. - poinformował ją. Zrezygnowana i pewna, że ze spania już nici udała się do swojej sypialni. Wyjęła z szafy dżinsowe szorty i miętową koszulkę.
- Lepiej nie zakładać sukienki. Jak on coś wymyśli, to nigdy nie wiadomo. - mruknęła sama do siebie, gdy wciągała na nogi spodenki. Włosy związała w kucyka i zeszła do niego na dół. Chłopak siedział na kanapie i przeskakiwał po kanałach w telewizji. Zaśmiała się.
- Nie za wygodnie ci? - zapytała przez śmiech Camila. Uśmiechnął się i wyłączył telewizor. Wstał i podszedł do niej.
- Ślicznie wyglądasz. - oznajmił. Zaśmiała się.
- Ja zawsze ślicznie wyglądam. - odparła, a następnie opuścili jej dom.
Po krótkim spacerze, dla dziewczyny dość wykańczającym doszli na piękną polanę. Wszędzie rosły kwiaty, a na środku leżał koc z piknikowym koszem. Camila obeszła polanę dookoła z uśmiechem na twarzy.
- To dla mnie? - zapytała z niedowierzaniem. Pokiwał głową.
- Tylko i wyłącznie. - odrzekł. Zaśmiała się. Usiedli na kocu i zaczęli karmić się nawzajem różnymi przysmakami. W pewnym momencie rudowłosa włożyła rękę do kosza i wyjęła z niego, średniej wielkości pojemnik. Sprawdziła jego zawartość, a gdy już wiedziała uśmiechnęła się szeroko.
- To są te ciasteczka, które wczoraj twoja mama podała na deser! - krzyknęła szczęśliwa i włożyła sobie odrazu dwa do ust. Zaśmiał się i wyrwał jej pudełko z ręki.
- Tak, zostało jeszcze trochę. - odparł i zjadł jedno ciastko. Gdy Torres przełknęła to co miała w ustach, ziewnęła. Brazylijczyk zaśmiał się cicho.
- No nie mów, ze się nie wyspałaś. - spojrzał na nią i uniósł brwi.
- No ciekawe przez kogo. - powiedziała z ironią. Oczywiście, że chodziło jej o Broadwaya. Uśmiechnął się przebiegle.
- Tak mama lubi wieczorem dużo gadać. - przytaknął, a ona pokręciła głową z dezaprobatą. Obydwoje zaśmiali się. Objął ją ramieniem i tak zaczął się ich wspólny poranek.
***
Zdyszana włoszka wbiegła do studio. Rozejrzała się po korytarzu. Nie było go. Westchnęła i usiadła na pufie w kącie pomieszczenia. Co chwilę drzwi się otwierały, a ona za każdym razem spoglądała w tę stronę. Za którymś razem do szkoły wkroczyła hiszpanka. Pomachała przyjaciółce przyjaźnie, a Cauviglia wyrwana z myśli odmachała jej niemrawo. Natalia zmarszczyła brwi i podeszła do niej.
- Czemu tak słabo kontaktujesz? - zapytała i zaśmiała się, gdy Francesca rozglądała się po korytarzu.
- Co? - jeszcze raz obróciła głowę. - Nie widziałaś Marco? - przeniosła wzrok na rozbawioną Perrdio. Wtedy, dostrzegła meksykanina przy wyjściu od sali Angie. - Zresztą, nie ważne. Pa! - krzyknęła zgarniając torbę i biegnąc w jego stronę. Brunetka patrzyła na nią chwilę ze śmiechem, ale zauważyła, że razem z Marco, Ponte wyszedł z sali muzycznej. Przerażona kucnęła za fotelem, na którym siedziała.
- Może mnie nie zauważy. - szepnęła sama do siebie. Naszczęście, została nie zauważona, gdyż Maxi udał się do męskiej toalety. Odetchnęła i na palcach podeszła do szafki, wyjąć książki. Już miała ją zamknąć, gdy drzwi od łazienki uchyliły się, a w nich stanął brunet. Szybko trzasnęła drzwiczkami i wpadła do sali od tańca.
- Raz, dwa... - Gregorio spojrzał na Natalię. - Natalia, co ty tu robisz? - spytał groźnie. Zająknęła się.
- Bo ja... Nie zostawiłam tu torebki? - rozejrzała się po klasie. Mężczyzna pokręcił przecząco głową.
- Nie ma tu żadnej torebki! Przeszkadzasz mi w zajęciach! - krzyknął i uderzył piłeczką o magnetofon. Aż wzdrygnęła się. Kątem oka, zobaczyła postać w czapce, wchodzącą do sali muzycznej. Odetchnęła z ulgą.
- Do widzenia! - wrzasnęła wychodząc z pomieszczenia. Zmęczona ciągłym bieganiem, podeszła do automatu, by kupić sok. Wrzuciła monety i wcisnęła przycisk. Rozejrzała się po korytarzu, a w drzwiach klasy muzycznej stał Maxi. Perrdio zaklnęła pod nosem i stanęła za filarem, wcześniej zabierając puszkę z napojem. Brunet kupił batonika i skierował się do auli. Wymijał po drodze kolumnę, więc dziewczyna przesunęła się na jej drugą stronę. Wszedł do pomieszczenia, a ona spokojnie udała się na zajęcia.
***
Brunetka stała już parę metrów od Meksykanina, ale ogarnął ją strach. Co ma powiedzieć? Jak zacząć? "Hej, Marco. Kochasz mnie?" Nie, przecież to głupie. Przez parę sekund biła się sama ze sobą. Nie wiedziała, jak mu powiedzieć, i co najważniejsze - co powiedzieć? Że też go kocha? Czy, że to tylko zauroczenie? Już miała się wycofać, gdy ktoś złapał ją za nadgarstek. Poczuła woń perfum, tylko on takie ma. Przymknęła na chwilę powieki, rozkoszując się jego kojącym dotykiem.
- Francesca. - powiedział odwracając ją w swoją stronę.
- Marco. - rzekła i spojrzała mu prosto w oczy.
***
Włoch położył się na sofie. Do zajęć jeszcze trochę czasu. Westchnął głęboko i przymknął powieki. Może Mary ma rację? Może nie powinien zbliżać się do Ludmiły? Zabronił siostrze, a sam co robi? Sam zaprzecza sobie. Przewrócił się z pleców na brzuch. Co zrobić? Zaufał Ferro. Okazała się być sympatyczna, zupełnie inna niż myślał. Pozory mylą? Ależ oczywiście. Może pozwolić Mary się z nią przyjaźnić? Czy zerwać kontakty z Ludmiłą? Co zrobić? Jaki ruch wykonać? Zaufać siostrze i pozwolić iść do Ludmiły? Ale nie znał Maxiego i Violetty. Przestać zadawać się z Ferro i dawać dobry przykład? Wszystko za trudne. Tyle pytań, a tak mało odpowiedzi. Co zrobić? Jak?
Uwielbiam tą Fedemilę! Czekam na next!
OdpowiedzUsuńsuper czekam na next <333
OdpowiedzUsuńzostałaś nominowana do LBA na moim blogu o Naxi :)
Gratki <3
łoooohhhoooo <3
OdpowiedzUsuńTo jeeest meeeega ! :*
czekam na kolejny :**
Panna Martin
A ja komentuje dopiero teraz, ale oczywiście jak zwykle świetny <3
OdpowiedzUsuńCzy ty kiedyś napisałaś zły rozdział? Odpowiedź brzmi: NIE! ;)
Czekam na twój next :*