Strony

środa, 25 czerwca 2014

Rozdział 18

Przerzucił kolejną kartkę lektury, zastanawiając się ile jeszcze tej udręki. Jeszcze około 50 stron, a on stoi w miejscu. Skoro i tak idzie mu to tak opornie to postanowił zejść na dół zrobić herbatę. Wstawił czajnik na palnik i wyjął z szafki szklankę. Oparł się o blat , wracając do lektury. Znów przyniósł się do krainy piekieł, diablic i demonów. Świst czajnika wzbudził go z transu. Wstał od stołu i zalał torebkę ziół. W jedną rękę chwycił kubek, w drugą i wbiegł po schodach. Odłożył szklankę na stolik i przekartował lekturę. O czym to właściwie jest? Przemkło mu przez myśl. Podrapał się delikatnie po czapce i westchnął przewracając kartkę.
-Maxi!-zawołała z dołu matka.
-Co?!
-Chodź pomóż mi przynieść zakupy!
-Czytam!-krzyknął poprawiając się na fotelu.
-Nie kłam, tylko chodź!-zdziwiony podniósł wzrok znad książki. Rodzona matka mu nie wierzy...
-Już idę!-rzucił plik kartek na łóżko i zszedł na dół.

***
-Fran! Fran!-przyśpieszył i zerwał jej słuchawki z uszu.-unikasz mnie?
-Nie. Przepraszam poprostu nie słyszałam.
-Chodź! Coś ci powiem!-pociągnął ją za nadgarstek na ławkę.
-Już! Już! Spokojnie Marco.-rozciągnęła się kładąc ramiona na oparciu i odchylając głowę.
-Ej. Nie siedź tak, będziesz miała krzywe plecy. Kto później będzie chciał taką dziewczynę?!-zaśmiał się szuchając ją ramieniem. Napewno nie ty, przeszło jej przez myśl. Spojrzała na niego speszona i uśmiechnęła się sztucznie.
-No mów.-ponagliła go, na co popatrzył na nią zaskoczony. Westchnęła.-miałeś coś mówić...
-Ah, tak... Bo widzisz szedłem dzisiaj rano do szkoły i...-rzuciła wzrokiem w głąb parku, na parę siedzącą na ławce. Też kiedyś chciałaby być tak szczęśliwa. Może nawet z Marco, chociaż... Jeżeli miało by coś między nimi być to na sto procent już by się wydarzyło. Leon nie miał racji, pomylił się i tyle. Wkońcu, każdy może się pomylić. Pozatym Marco napewno nigdy nic by do niej nie poczuł, nie ważne jak bardzo by chciała, zawsze będzie dla niego tylko przyjaciółką. Czas pokaże, wkońcu...-Fran słuchasz mnie?-zapytał chłopak spostrzegając zamyślenie włoszki.
-Yhym. Tak.-zawołała wybudzona.
-To co mówiłem?-wyszczerzył zęby, pewien swojego sukcesu.
-No o tym... Znaczy o... Nie słyszałam.-przyznała spuszczając głowę.
- Fran...
-Tak?
-Co się z tobą dzieje?-zapytał przechylając głowę, aby móc dojrzeć wyraz jej twarzy.
-Nic. Muszę już iść...-westchnęła podnosząc się z ławki.

***
Oparł się o ścianę z niecierpliwością czekając na pojawienie się dziewczyny. Spojrzał kątem oka na zegarek, już dawno powinna tu być. Jej zajęcia zaczynają się już za kilkanaście minut. Wziął głęboki wdech i popukał w szklaną taflę zegarka. Gwałtownie podniósł głowę na dźwięk otwierających się drzwi. Sylwetka argentynki pojawiła się na korytarzu. Szła dość smutna z nisko opuszczoną głową, lekko przygarbiona z zaczerwieniowymi od płaczu oczami. Przejechał dłonią po gęstej czuprynie i ruszył za nią. Stawiał za nią kroki, aż zatrzymała się pod szafką. Zamarł na chwilę przyglądając się jej plecom. Nie on nie może... Może lepiej odejść?
-Leon?!-przestraszona po gwałtownym obrocie trzymała dłoń na klatce piersiowej.-Co ty tu robisz? Ja myślałam, że... No wiesz, że już wszystko sobie wyjaśniliśmy.
-Właśnie, bo ja nie odniosłem takiego wrażenia. Nie sądzę, żeby była na tyle szczera...
-Leon.-Jęknęła.
-Nie przerywaj mi. Proszę.-zaczerpnął powietrza.-Violetta znam cię jak nikogo innego. Owszem wydawało mi się, że mnie oszukałaś. Może i jest w tym część prawdy, ale wiem, że przy mnie byłaś sobą. Poznaje to po tym z jaką łatwością przychodziło ci takie zachowanie. No może i powiedziałaś mi, że już nie chcesz się ze mną przyjaźnić, bo nie masz zamiaru mnie więcej krzywdzić. Ale nie mów, że te wszystkie nasze wspólne wspomnienia nic dla ciebie nie zaczą. Pamiętasz jak graliśmy w cymbergay'a?-uśmiechnął się delikatnie.-tęsknie za tobą Vilu. Proszę, żeby było tak jak kiedyś. Wróć do mnie.-wypowiedział na jednym wdechu.-przyjaciele na zawsze?-wyciągną w jej stronę ramiona. Zdziwiona dokładnie mu się przyglądała.

***
-Federico...
-Tak?-zapytał ożywiony.
-Wybaczam ci.
-Naprawdę?
-Tak.-sknięła głową.-Dam ci kolejną szansę. Ufam ci, że to nie chodzi o Mary w naszej paczce. Wiem, że nasza znajomość opiera się na czymś bardziej... Yyy, głębszym?
-Tak dokładnie! Lubię cię i nie ze względu na moją siostrę. Pozatym, mam coś na przeprosiny.-wyjął z kieszeni śnieżnobiałą kopertę na co zdziwiona skrzywiła usta w niepewnym uśmiechu.-Proszę.-wsunął w jej dłonie skrawek papieru. Niepewnie wyjęła zawartość koperty, a jej oczom ukazały się dwa bilety na koncert.
-Dziękuję.-uśmiechneła się po chwili poważniejąc.-ale nie mogę ich przyjąć. To bardzo drogie.-skrzywiła się.
-Nie wydałem ani centa. Dostałem od kumpla.

***
Przepraszam! Jestem spóźniona! Rozdział miał być w poniedziałek i kolejny miała napisać Wiktoria w czwartek, ale ją blokowałam! Przepraszam, moja wina biorę na siebie odpowiedzialność, ukamieniujcie mnie ;(

8 komentarzy:

  1. bomba <333333
    czekam na next :)

    OdpowiedzUsuń
  2. awwwwww *o*
    Matka Maxi'emu nie wierzy. Co za hamstwo !
    rozdział cuuuuudo <3
    Fedemila *-*
    czekam na kolejnyyy :*


    Panna Martin

    OdpowiedzUsuń
  3. Warto było czekać :3
    Rozdział jak zawsze super ! :D
    Czekam na kolejny !

    OdpowiedzUsuń
  4. cudeńko :*
    umieram przez Ciebie z zachwytu!

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja spóźniona i ostatnia... Ech, czytam rozdział, a po kilku dniach go komentuje, cała ja. No nic, co ja ci mogę powiedzieć: cudowny, idealny (...)
    Czekam na next w twoim wykonaniu :)

    OdpowiedzUsuń