piątek, 25 lipca 2014

Czasem trzeba zwolnić obroty.

Tak, pisze to z wielkim bólem serca, ale razem z Wiktorią postanowiliśmy zawiesić bloga. Jak długo?
Na czas nie określony.
Czekajcie na notkę odwieszającą.
Przepraszam i pozdrawiam. :)

wtorek, 22 lipca 2014

Rozdział 22

Szli w ciszy, Fede spuścił głowę i włożył dłonie do kieszeni. Ten brak rozmowy robił się nie zręczny od kąt wyszli z kina.
-Podobał ci się film?-nareszcie zdążył coś wymyślić.
-W sumie fajny.-znów zamilkli. Ludmiła przygryzła wargę zastanawiając się czy zapytać. Rozejrzała się po parku, aż jej wzrok spoczął na towarzyszu.
-Fede... Widzisz, zastawiałam się nad tym co mówiła Violetta w kinie. Czy tobie też się wydaje, że wyglądamy na parę?-zdziwiny spojrzał w jej kierunku.
-Nie. Wydaje mi się, że nie. A tobie?-odpowiedział szybko.
-Masz rację to nie możliwe.
-Idziemy do kawiarni?-objął ją ramieniem.
-Jasne.-ruszyli alejką drzew.-A co tam nowego u Mary?
-A nic ciekawego. Ale nieszczęście znalazła lepsze towarzystwo. Nie żeby to twoje było złe, ale sama rozumiesz jaka wtedy byłaś. Ale teraz jest okej. Znaczy nie, znaczy tak, no rozumiesz o co mi chodzi...
-Tak Fede, wiem jaka wtedy byłam. Ale nic już nie mów, bo coraz gorzej ci to wychodzi.-zaśmiała się.
-Chodźmy już lepiej.-otworzył drzwi kawiarenki.

***
Ruszyła korytarzem, uważnie omijając miejsca związane z jej przyjacielem. Nie chciała go jeszcze widzieć, musiała wszystko przemyśleć na spokojnie. Otwarła szafkę, wepchnęła do niej kilka książek i zamknęła ją z zamachem. Odwróciła się widząc Marco.
-Cześć.
-Hej.-odpowiedział wymijając ją. Myślała, że omijanie go szerokim łukiem sprawi jej więcej trudności. Może on chciał tego samego? Westchnęła i ruszyła w kierunku Camili.
-Ja już nic nie rozumiem!-odparła patrząc na rudowłosą.
-Co? O co ci chodzi?-zdziwiła się przyglądając się przyjaciółce.
-O Marco.
-Co ty i Marco?-skrzywiła się nie zbyt rozumiejąc koleżankę.
-Nie. No może. Ty nic nie rozumiesz.-Zdenerwowała się odchodząc. Zdziwiona Cami przyglądała się odchodzącej Fran.
-Hej. Co jest skarbie?-poczuła, że ktoś ją obejmuje w pasie. Doskonale widziała, że to Brodway.
-Hej-ucałowała go w policzek.-Sama nie wiem, coś się dzieje z Fran.
-Eh, to napewno nic strasznego. Nie wątpię w to, że ty temu zaradzisz.-wyszeptał jej do ucha.
-Tak masz rację muszę z nią pogadać, ale nie teraz.
-Tak. Lepiej niech ochłonie. To co? Idziemy na sok?
-Tak.-zaśmiała się i chwyciła swojego chłopaka za rękę.

***
-Nie bój się. Cały czas będę siedział za tobą.-zapiął kask.-okej. Teraz przekręć kluczyki w stacyjce i odpal silnik. Dobrze, sprzegło, bieg i gaz, widzisz. Ładnie ci idzie.
-Myślałam, że trochę trudniejszy ten twój motocross...
-Bo jest trudniejszy, ty tylko jedziesz. Nie wyskakujesz z górki, nie robisz ostrych zakrętów i nie ścigasz się.-stwierdził, kładąc dłonie na jej talię.
-Gdzie jedziemy?-zapytała poprawiając dłonie na kierownicy.
-No nie wiem. Ty prowadzisz.
-Okej. To trzymaj się mocno.-dodała gazu i skręciła w kolejną ulicę.
-Tylko uważaj.-poprosił, rozglądając się w około. Po chwili wjechali w piach. Zahamowała i zeszła z motoru.
-A więc plaża?
-O tuż to.-stwierdziła ściągając buty.
-Dobry pomysł.-uśmiechnął się i zdjął obuwie, podchodząc do brzegu wody. Zanurzył stopy w ciepłej wodzie, a po chwili dołączyła do niego szatnka.-I jak? Podoba ci się jazda motorem?
-Fajnie, ale to chyba nie dla mnie.-zaśmiała się.
-Mam rozumieć, że ja prowadzę w drodze powrotnej.
-Byłoby miło.-uderzyła go w ramię.
-Dla ciebie wszystko.-uśmiechnął się zarzucając jej rękę na ramię.

***
Otworzył drzwi restauracji i przepuścił ją przed sobą. Wyszli na ulice, a on okrył ją swoją kurtką. Spojrzała na niego kątem oka, wcale nie był taki zły. Dużo mówił podczas kolacji, był zabawny, a może nawet uroczy? Nie był wymarzonym towarzyszem, ale był lepszy niż jej się wydawało. Dowiedziała się dzisiaj bardzo wiele, jak się poznał z Violettą i Ludmiłą. Na początku dała mu małe kazanie, co sądzi na temat tego całego wandalizmu. On tylko przewrócił oczami i zaśmiał się. Zignorował ją niezmiernie, zdenerwowała się i chciała odejść, ale załapał ją za nadgarstek i zatrzymał. Zaczął opowiadać różne historię, a napięcie powoli malało. Teraz szli razem powoli, w dość przyjemnej ciszy.
-Gdzie mieszkasz?-wybudził ją z zamyślenia.
-Co?!-zdziwiła się, po co mu jej adres.
-Gdzie mieszkasz? Chciałem cię odprowadzić.-zaśmiał się, przyglądając się jej dokładnie.
-Tu nie daleko. Dwie ulice skąd. O w tamtą stronę.-wskazała dłonią kierunek.-ale dam radę sama.
-Tak jak obiecałem to nasze ostatnie spotkanie. Daj się chociaż odprowadzić.-skineła głową i ruszyła z chłopakiem. Była jakaś taka zamyślona, polubiła go, a przez jej głupią decyzję spotkali się ten ostatni raz.

niedziela, 13 lipca 2014

Rozdział 21

Z westchnieniem opadła na ławkę i oparła głowę o ścianę. Jednak nie dane było jej odpocząć, bo stanął przed nią Ponte, we własnej osobie.
- Naty! Cześć. - przywitał się wesoło. Odetchnęła głęboko, w myślach licząc do dziesięciu. Skwitowała to tylko delikatnym uśmiechem i mruknięciem pod nosem. - Wiesz, pomyślałem... - kontynuował Maxi, nie zważając na nią. - ...że może byśmy gdzieś wyszli, żebyś zmieniła co do mnie zdanie. - zaproponował i uśmiechnął się szeroko. Hiszpanka westchnęła i zmrużyła jedno oko.
- A ja myślę, że jednak nie. - odparła i przymknęła powieki, myśląc, że chłopak się podda i odejdzie. On niestety, lub stety nadal tam stał i nie zamierzał odpuścić.
- No proszę, tylko jeden raz... - pokazał na palcach liczbę, a potem złożył ręce jak do modlitwy. Brunetka westchnęła.
- Obiecujesz, że jeden raz? - spytała unosząc brew. Pokiwał ochoczo głową i spojrzał na nią wyczekująco. Kiwnęła delikatnie głową.
- No dobra. Gdzie idziemy? - zrodziła się. Pomyślała, że to będzie jeden raz i koniec. Chłopak się od niej odczepi.
- Pójdziemy na pizzę, do tej włoskiej restauracji. - odpowiedział szybko. Zaplanował już wszystko, nawet zarezerwował stolik. Chciał, żeby wyszło idealnie. Musiał ją do siebie przekonać. Dlaczego? Po prostu mu zależało, żeby go zaakceptowała. Częściowo mu się udało, zgodziła się.
***
Zadowolona otworzyła szafkę. Na wewnętrznej stronie drzwiczek, przyczepiła autografy swoich idoli. Z uśmiechem przyglądała się kartką z podpisami członków zespołu One Direction. Po chwili poczuła, że ktoś zakrywa jej oczy i szepcze do ucha:
- Cześć. Zgadnij kto to. - zaśmiała się. Kto mógł to zrobić? Kto inny, jak nie Federico?
- Oj, Fede... - odparła, zdejmując jego ręce. Zaśmiał się.
- Zgadza się. - powiedział z uśmiechem. Ferro trzasnęła drzwiczkami szafki i pociągnęła go za rękę w stronę ławki. Usiedli na niej, a wtedy nastała niezręczna cisza.
- Wiszę ci coś za koncert. - zauważyła Ludmiła. Włoch pokręcił głową.
- Co ty, to przecież prezent. - odparł wzruszając ramionami.
- Nie, nie, nie. - mówiła gestykulując. - Viola mówiła, że grają fajny film w kinie. - dodała i zaczęła szukać czegoś w plecaku. Wyjęła z niego pamiętą ulotkę. Podała mu ją. - Zobacz. Ja wiem, że to dużo mniej niż koncert, ale to dopiero początek. - usprawiedliwiała się. Brunet uśmiechnął się.
- Mi wystarczy, że pójdziemy razem. - powiedział i przejrzał broszurę. Pokiwał głową z aprobatą. - Szkoda, że nie horror, ale może być fajny. - uśmiechnął się do niej. Wyrwała mu ulotkę z dłoni.
- Ty to byś tylko horrory oglądał. Komedie też czasami trzeba zobaczyć. - powiedziała przez śmiech. Dołączył do niej. Umówili się o siódmej pod kinem i poszli na lekcje.
***
Szatynka usiadła w auli, na krześle w kącie i założyła nogę na nogę. Była jeszcze przerwa, miała chwilę czasu. Do sali wszedł jej przyjaciel, od razu mu pomachała. Verdas ją zauważył i usiadł obok.
- Hej. - przywitał się pierwszy chłopak.
- Cześć. - odparła z uśmiechem. Cieszyła się, że są przyjaciółmi. Ale chciała być dla niego kimś więcej. Jednak to było nie możliwe, według niej. On miał tak samo. Oboje nie wiedzieli, że gdyby tylko zrobili pierwszy krok, byliby razem.
- Pójdziemy gdzieś wieczorem? - zapytał Leon i uśmiechnął się. Pokiwała głową.
- Może do kina? Słyszałam, że jest jakiś fajny film. - zaproponowała Castillo. Kiwnął głową.
- Horror, romantyk? - zapytał. Pokręciła głową.
- Komedia. - odparła. Szatyn pokiwał głową.
- Ok, przyjść po ciebie? - zapytał i uśmiechnął się. Kiwnęła głową.
- Zarezerwuję bilety, więc musimy być o wpół do siódmej. - poinformowała go. Przytaknął, a zaraz po tym zadzwonił dzwonek na lekcje.
        O omówionej godzinie weszli do kina. Szatynka usiadła na kanapie, a on poszedł odebrać ich bilety. Przy kasie spotkał się ze swoim przyjacielem, Federico.
- Fede? Co ty tu robisz? - zapytał zdziwiony Verdas. Włoch, aż podskoczył na dźwięk głosu znajomego. Odwrócił się w jego kierunku i uśmiechnął niewinnie.
- Leon, cześć... Przyszedłem z Ludmiłą, a ty? - wyjaśnił zmieszany. Chłopak przytaknął.
- Jestem z Violettą. - wytłumaczył,a potem zwrócił się do kasjerki: - Chciałbym odebrać dwa bilety, na ten numer rezerwacji. - podał jej skrawek papieru. Kobieta kiwnęła głową i podała mu dwie podłużne kartki. Podziękował i odszedł do swojej przyjaciółki. Po pięciu minutach mogli już wejść na salę. Usiedli na swoich miejscach, zaczęli wesoło rozmawiać. Po chwili miejsca przed nimi, zajęli Ferro wraz z brunetem. Ludmiła wchodząc na salę, od razu zauważyła swoją przyjaciółkę. Pomachała jej, a dopiero potem zobaczyła, że nie jest ona sama. Zdziwiona usiadła na swoim miejscu i odwróciła się do nich.
- Jesteście na randce? - rzuciła prosto z mostu. Speszeni pokręcili przecząco głowami.
- Nie, a wy? - Violetta wskazała na dwójkę przyjaciół. Tak naprawdę, chciała tylko zmienić temat. Federico i Ludmiła również się speszyli, ale nie chcieli dać tego po sobie poznać.
- Nie, nie. - zaśmiali się nerwowo. Zrobiło się gorąco, dla obu par. Wyratowało ich to, że właśnie zgasło światło, co było równoznaczne z zaczęciem się filmu.
***
Następnego dnia włoszka weszła do sali tańca i stanęła na samym tyle w rogu. Dlaczego? Po prostu chciała być jak najdalej od Tavelliego. Do. pomieszczenia z hukiem wszedł Gregorio, nakazał robienie rozgrzewki. Francesca za żadne skarby nie mogła się skupić. Ciągle myślała o przystojnym meksykaninie. Podczas obrotu w układzie, potknęła się i upadła. Zaklnęła pod nosem. Nie może być taka rozkojarzona. Szybko podniosła się, niestety nie obyło się bez repremendy od nauczyciela. Kiwnęła głowąvi przeprosiła. Marco spojrzał na nią ukradkiem. Jak bardzo chciałby z nią porozmawiać. Ale na pewno go spławi. Westchnął głośno. Po chwili sam się przewrócił. Wziął głęboki oddech, by nie wybuchnąć i wstał. Znów przeniósł na nią wzrok, zobaczył, że też na niego patrzy. Oboje w pośpiechu odwrócili wzrok.
- Cauviglia, Tavelli! Skupić się! - krzyknął mężczyzna. Przestraszeni kiwnęli głowami i starali się skupić. Niestety nie było łatwo.

poniedziałek, 7 lipca 2014

Rozdział 20

Przepchnęła się spod sceny w stronę włocha, który trochę przygnębiony siedział przy stole piknikowym.
-Fede! Fede! Patrz co mam! Harry podpisał mi się na koszulce!-krzyknęła rozentuzjazmowana blondynka.
-Cieszę się. Jedziemy już?-spytał trochę znudzony.
-Dziękuję.-rzuciła mu się nagle na szyję.-Cieszę się, że mnie tutaj zabrałeś.-wyszeptała, cmokając go w policzek, czego skutkiem był czerwony ślad szminki na jego twarzy.
-No wiesz co.-zadowolony podrapał się po karku.-to dla mnie tylko i wyłącznie przyjemność.-otworzył jej drzwi auta, które obiegł po chwili do okoła, siadając na miejscu kierowcy.
-Tak?-zapytała niepewnie, zapinając pasy.-Bo wiesz, wydawało mi się, że się trochę ze mną nudzisz. Przepraszam, ale przy 1D, kompletnie tracę zmysły.
-Serio? Nie zauważyłem.-zaśmiał się, zaciskując dłonie na kierownicy.
-Czy to był sarkazm? Lubisz mnie gnębić co?-wyjrzała przez szybę.
-Nie no co ty, ja cię bardzo lubię.-odezwał się parkując, przed jej domem.
-Dzięki za wspaniały wieczór. Dawno się tak nie bawiłam.
-Przyjemność po mojej stronie.-uśmiechnął się do niej.
-Masz ochotę wejść?-zapytała szukając kluczy w torebce.
-No nie wiem... Późno jest, nie chcę przeszkadzać. Następnym razem?
-Jasne. Mam.-zadowolona zadzwoniła pękiem kluczy.
-Czekaj! Już lecę!-poderwał się z miejsca obiegając dookoła auto i otwierając drzwi.
-Dałabym sobie radę.-zaśmiała się.
-Ale ja chcę być uprzejmym.
-Świetnie ci to wychodzi. Pa.-ucałowała go w policzek.
-Pa.-trzasnął drzwiami samochodu i wszedł z drugiej zapalając silnik o ruszając wzdłuż ulicy. Skręcił kilka razy i po chwili zaparkował przed swoim domem. Otworzył bagażnik wyjmując błękitną marynarkę i szarą koszule zwinięte w reklamówkę. Niestety zostały one bezlitośnie wybrudzone sosem czosntkowym przez jakiegoś grubszego mężczyznę przeciskającego się przez tłum ludzi z kebabem w ręce. Teraz miał na sobie białą koszulę i wąski, granatowy krawat. Co było skutkiem tego, że jedyny sklep z odzieżą w pobliżu koncertu to sklep z garniturami. Wcisnął dwa palce między węzeł krawata, a kołnierzyk, poluzowując pętlę. Otwarł drzwi domu i wrzucił reklamówkę z ubraniami do kosza na pranie. Wbiegł na górę i rzucił się na łóżku.
-Muszę częściej zabierać ją na koncerty.-uśmiechnął się do siebie.

***
-Rzucaj wkońcu!-zaśmiała się Violetta.-No Leon! Ile można?!-spojrzała na przyjaciela, który od kwadransa przymierzał się do rzutu kulą.
-Czekaj! Ja muszę być skupiony. Te kręgle same się nie zbiją!-zrobił wymach i zatoczył kulę po torze, zbijając tylko jeden.
-Haha! I co?! Patrz tak to się robi.-chwyciła fioletową kule i jednym szybkim ruchem obaliła wszystkie
-Miałaś poprostu szczęście.-odparł opadając na krzesło.
-Ktoś tutaj nie umie przegrywać.-zauważyła, rzucając też kulą na jego tor. Po chwili wszystkie kręgle chłopaka leżały na torze.-Ja poprostu gram lepiej.
-Przepraszam. Mija godzina. Wykupują państwo kolejną, czy zwalniają tor?-zapytał pracownik kręgielni.
-To co Leoś? Jeszcze raz?
-Nie. My zwalnianymy tor.-zdjął buty i odłożył je na ladę biorąc swoje.
-Do widzenia.-Violetta się pożegnała i ruszyła w ślady przyjaciela.-Ej! Nie obrażaj się. Nie musisz być we wszystkim najlepszy.
-Ja się nie obrażam. To co teraz?-zapytał, obejmując ją ramieniem.-Lody? Tu niedaleko jest kawiarenka
-Chętnie.-uśmiechneła się. Otworzył drzwi lokalu, a momentalnie poczuli zapach pomarańczy i cynamonu.
-Jakie lody?-zapytał podchodząc do chłodziarki.
-Chyba zjałabym. Tiramusu, czekoladę i wiśnie. A ty?-obróciła się do szatyna.
-To samo.-zaśmiał się.-Poproszę dwa razy deser lodowy. Tiramusu, wiśnia i czekolada.-zwrócił się do sprzedawcy.
-20 peso.
-Proszę.-podał banknot mężczyźnie i podszedł z dziewczyną do stolika. Chwycił menu i przyjrzał się mu dokładnie.-chcesz jeszcze kawy?
-Latte.-uśmiechneła się podając chłopakowi pieniądze.
-A to co?-zdziwiny popatrzył na nią.
-Za lody i kawę. Przecież ty zapłaciłeś.
-Kawy jeszcze nie zamówiłem.-Zaśmiał się.-nie chce od ciebie pieniędzy. Ja płacę i nawet nie próbuj. Chowaj tą kasę, a ja idę zamówić kawę.-po chwili wrócił i usiadł z powrotem.
-Dłużej się nie dało?-zapytała, bawiąc się różową serwetką.
-A co tęskniłaś?-uśmiechnął się.
-Bardzo.-odparła sarkastycznie.
-Proszę.-kelnerka ustawiła przed nimi dwie kawy i dwa duże pucharki lodów.
-Dziękujemy.-odpowiedział po czym zwrócił się do przyjaciółki.-Smacznego.
-Dziękuję.-odparła bawiąc się łyżeczką.-Nawzajem.

***
Pewnym krokiem wszedł do studio trzymając w ręku długą róże. Myślał nad tym długo, skoro jego ukochana włoszka była tak zadowolona z pogodzenia się Verdasa z Violettą to napewno się nie zakochała, czyli ma jeszcze jakąś szansę. Rozejrzał się po korytarzu, aż jego wzrok utknął na długowłosej brunetkce. Podszedł powoli i wyjął przed nią kwiata. Zdziwiona dziewczyna odwróciła się z różą w dłoni, ale to nie była ona. To nie Francessca.
-Znamy się?-zauważyła sprytnie dziewczyna.-Dziękuję, miły jesteś, ale mam chłopaka.-rozejrzał się po korytarzu. Dziwne, włoszka zawsze o tej porze była w holu. Nie mylił się, stała pod oknem, chyba właśnie przestała słuchać Camili. Zdziwina patrzyła na przyjaciela i zadowoloną dziewczynę zachwycającą się podarunkiem. Przeprosiła rudowłosą i wyszła. Zamarł na kilka sekund, aby po chwili się ocknąć i wybiec. Stała z Natalią o czymś zawzięcie dyskutowała. Podszedł bliżej.
- Naty, mogę cię na chwilę przeprosić?
-Jasne-odpowiedziała brunetowi i odeszła na pobliską ławkę.
-Nie mówiłeś, że podoba ci się Steffie, a myślałam, że przyjaciele mówią sobie wszystko.-popatrzyła na niego z żalem.
-Skąd ją znasz?-nie ukrywał zdziwienia.
-Mamy razem historię muzyki. Ehh... Nie zmieniaj tematu.
-Nie zmieniam.
-To czemu mi nie powiedziałeś?!-domagała się odpowiedzi.
-A czemu ty nie mówiłaś, że podoba ci się Leon?!-krzyknął jej w twarz.
-Bo mi się nie podoba!-opłaciła tym samym.
-A mi nie podoba się Steffie!-warknął.
-To czemu dałeś jej kwiata?!
-Bo był dla ciebie!
-Co?-nie mogła uwierzyć.
-Był dla ciebie.-powtórzył ciszej.-Lepiej już pójdę.-zdziwiona dziewczyna nie mogła się ruszyć patrzyła w oddalającą się sylwetkę chłopaka.

***
Naciągnęła słuchawki na uszy, obserwując Francesscę i Marco. Dziwne, gdyby nie chłopak, który przyszedł podczas rozmowy, prawdopodobnie wiedziałaby już wszystko. Przymknęła oczy przechyliła się na oparcie. Po chwili wzdrygła się, gdy ktoś zdjął jej słuchawki. Podniosła wzrok, obok niej siedział Ponte, przewróciła oczmi.
-Cześć.-uśmiechnął się.
-Hej, co chcesz?
-Czemu jesteś taka zimna?
-Czemu jesteś taki uparty?-odwdzięczyła się.
-Bo ja nigdy się nie poddaje. Kiedy ty rozumiesz, że się zmieniłem?-zapytał, poprawiając daszek czapki.
-Nic o mnie nie wiesz, a ja nie dopuszczam do siebie byle kogo.-zdenerwowana sprawdziła godzinę  na ekranie komórki.
-To może daj mi się poznać.
-Nie.
-Bo?
-Bo nie.-syknęła mu w twarz.
-Nie jest argumentem, dla ludzi bez argumentu.
-Yyy! Mam cię dość. Idę!-poderwała się z miejsca i podeszła do Francessci.

czwartek, 3 lipca 2014

Rozdział 19

Szatynka dokładnie przyjrzała się jego ramionom. Zaryzykować? Zgodzić się na przyjaźń? A jeśli kogoś sobie znajdzie, to ona będzie cierpieć. Niepewnie się w niego wtuliła.
- Tęskniłam za tym. - wyszeptała Violetta, gdy trwali w uścisku. Zaśmiał się cicho.
- Ja też. - odparł również szeptem. Wciągnęła w nozdrza przepiękny zapach, pocierała nosem o jego koszulkę, by zabrać go jak najwięcej.
- Jak ty to robisz, że tak ładnie pachniesz? - zapytała po chwili, nadal będąc w jego objęciach. Verdas wzruszył ramionami, co było trochę trudne, bo ciągle się tulili.
- Po prostu codziennie biorę prysznic. - zaśmiali się. Przyjaciele oderwali się od siebie i ruszyli na zajęcia.
           Parę chwil wcześniej do Studia weszli włoszka wraz z Tavelli'm. Oczywiście spostrzegawczej dziewczynie, nie uszło uwadze zdarzenie z udziałem Castillo i Leona. Widząc, jak się obejmują, uśmiechnęła się promiennie. Potrząsnęła ramieniem meksykanina i wskazała palcem na parę.
- Zobacz! Pogodzili się! - mówiła rozentuzjazmowana. Cały czas skakała w miejscu, trzymając kurczowo jego bark. Chłopak podrapał się w tył głowy. Ona tego chciała? Nie była zakochana w Leonie? Może ma jeszcze szansę... Na pewno ma, przecież gdyby kochała Leona, to byłaby zazdrosna. Ale nie jest, cieszy się. Trzeba to wykorzystać i również zacząć się cieszyć. Spojrzał na nią i uśmiechnął się. Odwzajemniła to.
- Dużo się zmieniło, prawda? - zapytał brunet. Cauviglia kiwnęła głową.
- Tak, ostatnio wszystko stanęło na głowie. - zaśmiała się. Pomyślała o swoim zauroczeniu Marco i zmianie gangu Castillo.
***
Rozejrzała się w prawo, lewo i prawo, przeszła przez jezdnię. Stanęła przed budynkiem biblioteki. Pchnęła drzwi, wyciągnęła z torebki książkę. Podeszła do lady i położyła na niej powieść.
- Dzień dobry. Chciałam zwrócić. - oznajmiła hiszpanka. Kobieta za ladą kiwnęła głową i spytała o nazwisko. - Perrdio Natalia. - odpowiedziała na jej pytanie. Usłyszały dźwięk otwieranych drzwi.
- Dzień dobry. - przywitał się i stanął obok brunetki. Wzdrygnęła się na znajomy głos. Oczywiście należał on do Ponte. Uśmiechnął się do niej. - Hej, Naty. - odezwał się. Uśmiechnęła się do niego ironicznie i ruszyła do wyjścia. Gdy mijała próg, dogonił ją Maxi. - Wiesz, przeczytałem tę książkę. Naprawdę fajna. - uśmiechnął się szeroko. Pokiwała głową, nie bardzo zainteresowana jego wypowiedzią.
- Dla ludzi to normalne, że czytają książki. - odparła wchodząc na ulicę. Pokręcił głową i poszedł za nią.
- Ale przecież mówiłaś, że nie dam rady. Jednak mi się udało. - powiedział Maxi. Westchnęła
- Tak, pomyliłam się. Zadowolony? - spytała oschle. Jęknął zniecierpliwiony, znów to samo. Chciał, by choć raz była dla niego miła. Tak jak wtedy, gdy mu wybaczyła. Uśmiechnął się do wspomnień, a kiedy się ocknął już jej nie było. Westchnął głośno i odszedł w stronę studio.
***
Stanęła przed lustrem i poprawiła spódnice. Czarna koszulka oraz bordowa spódnica. Zestaw idealny, który dopełniały buty na platformie, w kolorze t-shirtu. Zgarnęła torebkę ze stolika i zeszła na parter. Usiadła na sofie i założyła nogę na nogę. Uśmiechnęła się do siebie.
- One direction... - pisnęła podekscytowana Ferro do samej siebie. Poprawiła bluzkę i usłyszała dzwonek do drzwi. Szybko podeszła do nich i nacisnęła na klamkę. Uśmiechnęła się na widok przyjaciela, odzianego w dżinsowe rurki, szarą koszulkę i błękitną marynarkę. Przytulili się na powitanie.
- Hej. - powiedział z uśmiechem. Odwzajemniła go.
- Cześć. Idziemy pieszo, czy jedziemy? - zapytała wyjmując klucze od domu z torebki.
- Jedziemy moim autem. - odparł włoch. Blondynka kiwnęła głową i zamknęła dom na klucz. Podeszli do sportowego samochodu. Federico otworzył jej drzwi, a następnie sam wsiadł do środka. Jechali rozmawiając i słuchając radia. W pewnym momencie usłyszeli piosenkę zespołu, na którego koncert jechali. Ludmiła przyłożyła dłoń do regulatora dźwięku i ustawiła na maximum. Zaczęła śpiewać razem z wokalistami, a Federico przeniósł na nią zdziwiony wzrok.
- Nie znasz tej piosenki? - spytała i spojrzała na niego z wielkimi oczami. Brunet pokręcił przecząco głową, a ona zrobiła jeszcze większe oczy. Po krótkim wykładzie na temat twórczości zespołu, zaczęła opowiadać o swojej fascynacji jego członkami. - ... A Harry, on jest mój ulubiony. Zawsze chciałam ich zobaczyć na żywo. Jeszcze ich głosy... - rozmarzyła się, a on zrobił się czerwony ze złości. Po chwili znów zaczęła o nich opowiadać. Chłopak oddychał szybko, starając się opanować wybuch gniewu. Był zazdrosny. Zacisnął pięści na kierownicy, a one zrobiły się białe. Odetchnął z ulgą, gdy dojechali na miejsce. Blondynka z piskiem opuściła samochód, on zaś z westchnieniem.
- Zapowiada się długi wieczór... - mruknął pod nosem, podążając za rozentuzjazmowaną dziewczyną.

środa, 25 czerwca 2014

Rozdział 18

Przerzucił kolejną kartkę lektury, zastanawiając się ile jeszcze tej udręki. Jeszcze około 50 stron, a on stoi w miejscu. Skoro i tak idzie mu to tak opornie to postanowił zejść na dół zrobić herbatę. Wstawił czajnik na palnik i wyjął z szafki szklankę. Oparł się o blat , wracając do lektury. Znów przyniósł się do krainy piekieł, diablic i demonów. Świst czajnika wzbudził go z transu. Wstał od stołu i zalał torebkę ziół. W jedną rękę chwycił kubek, w drugą i wbiegł po schodach. Odłożył szklankę na stolik i przekartował lekturę. O czym to właściwie jest? Przemkło mu przez myśl. Podrapał się delikatnie po czapce i westchnął przewracając kartkę.
-Maxi!-zawołała z dołu matka.
-Co?!
-Chodź pomóż mi przynieść zakupy!
-Czytam!-krzyknął poprawiając się na fotelu.
-Nie kłam, tylko chodź!-zdziwiony podniósł wzrok znad książki. Rodzona matka mu nie wierzy...
-Już idę!-rzucił plik kartek na łóżko i zszedł na dół.

***
-Fran! Fran!-przyśpieszył i zerwał jej słuchawki z uszu.-unikasz mnie?
-Nie. Przepraszam poprostu nie słyszałam.
-Chodź! Coś ci powiem!-pociągnął ją za nadgarstek na ławkę.
-Już! Już! Spokojnie Marco.-rozciągnęła się kładąc ramiona na oparciu i odchylając głowę.
-Ej. Nie siedź tak, będziesz miała krzywe plecy. Kto później będzie chciał taką dziewczynę?!-zaśmiał się szuchając ją ramieniem. Napewno nie ty, przeszło jej przez myśl. Spojrzała na niego speszona i uśmiechnęła się sztucznie.
-No mów.-ponagliła go, na co popatrzył na nią zaskoczony. Westchnęła.-miałeś coś mówić...
-Ah, tak... Bo widzisz szedłem dzisiaj rano do szkoły i...-rzuciła wzrokiem w głąb parku, na parę siedzącą na ławce. Też kiedyś chciałaby być tak szczęśliwa. Może nawet z Marco, chociaż... Jeżeli miało by coś między nimi być to na sto procent już by się wydarzyło. Leon nie miał racji, pomylił się i tyle. Wkońcu, każdy może się pomylić. Pozatym Marco napewno nigdy nic by do niej nie poczuł, nie ważne jak bardzo by chciała, zawsze będzie dla niego tylko przyjaciółką. Czas pokaże, wkońcu...-Fran słuchasz mnie?-zapytał chłopak spostrzegając zamyślenie włoszki.
-Yhym. Tak.-zawołała wybudzona.
-To co mówiłem?-wyszczerzył zęby, pewien swojego sukcesu.
-No o tym... Znaczy o... Nie słyszałam.-przyznała spuszczając głowę.
- Fran...
-Tak?
-Co się z tobą dzieje?-zapytał przechylając głowę, aby móc dojrzeć wyraz jej twarzy.
-Nic. Muszę już iść...-westchnęła podnosząc się z ławki.

***
Oparł się o ścianę z niecierpliwością czekając na pojawienie się dziewczyny. Spojrzał kątem oka na zegarek, już dawno powinna tu być. Jej zajęcia zaczynają się już za kilkanaście minut. Wziął głęboki wdech i popukał w szklaną taflę zegarka. Gwałtownie podniósł głowę na dźwięk otwierających się drzwi. Sylwetka argentynki pojawiła się na korytarzu. Szła dość smutna z nisko opuszczoną głową, lekko przygarbiona z zaczerwieniowymi od płaczu oczami. Przejechał dłonią po gęstej czuprynie i ruszył za nią. Stawiał za nią kroki, aż zatrzymała się pod szafką. Zamarł na chwilę przyglądając się jej plecom. Nie on nie może... Może lepiej odejść?
-Leon?!-przestraszona po gwałtownym obrocie trzymała dłoń na klatce piersiowej.-Co ty tu robisz? Ja myślałam, że... No wiesz, że już wszystko sobie wyjaśniliśmy.
-Właśnie, bo ja nie odniosłem takiego wrażenia. Nie sądzę, żeby była na tyle szczera...
-Leon.-Jęknęła.
-Nie przerywaj mi. Proszę.-zaczerpnął powietrza.-Violetta znam cię jak nikogo innego. Owszem wydawało mi się, że mnie oszukałaś. Może i jest w tym część prawdy, ale wiem, że przy mnie byłaś sobą. Poznaje to po tym z jaką łatwością przychodziło ci takie zachowanie. No może i powiedziałaś mi, że już nie chcesz się ze mną przyjaźnić, bo nie masz zamiaru mnie więcej krzywdzić. Ale nie mów, że te wszystkie nasze wspólne wspomnienia nic dla ciebie nie zaczą. Pamiętasz jak graliśmy w cymbergay'a?-uśmiechnął się delikatnie.-tęsknie za tobą Vilu. Proszę, żeby było tak jak kiedyś. Wróć do mnie.-wypowiedział na jednym wdechu.-przyjaciele na zawsze?-wyciągną w jej stronę ramiona. Zdziwiona dokładnie mu się przyglądała.

***
-Federico...
-Tak?-zapytał ożywiony.
-Wybaczam ci.
-Naprawdę?
-Tak.-sknięła głową.-Dam ci kolejną szansę. Ufam ci, że to nie chodzi o Mary w naszej paczce. Wiem, że nasza znajomość opiera się na czymś bardziej... Yyy, głębszym?
-Tak dokładnie! Lubię cię i nie ze względu na moją siostrę. Pozatym, mam coś na przeprosiny.-wyjął z kieszeni śnieżnobiałą kopertę na co zdziwiona skrzywiła usta w niepewnym uśmiechu.-Proszę.-wsunął w jej dłonie skrawek papieru. Niepewnie wyjęła zawartość koperty, a jej oczom ukazały się dwa bilety na koncert.
-Dziękuję.-uśmiechneła się po chwili poważniejąc.-ale nie mogę ich przyjąć. To bardzo drogie.-skrzywiła się.
-Nie wydałem ani centa. Dostałem od kumpla.

***
Przepraszam! Jestem spóźniona! Rozdział miał być w poniedziałek i kolejny miała napisać Wiktoria w czwartek, ale ją blokowałam! Przepraszam, moja wina biorę na siebie odpowiedzialność, ukamieniujcie mnie ;(

niedziela, 22 czerwca 2014

One Shot: Pasja w spray'u

Włosy spięte w sztywnego koka. Nawet jeden kosmyk nie miał prawa się wydostać. Sroga mina, szła wyprostowana. W dłoniach zaciskała granatową teczkę. Zupełnie inaczej niż jej towarzyszka. Strąki jej kręconych włosów stały, każdy w inną stronę. Jedną rękę trzymała w kieszeni, drugą przymywała niedbale zarzucony na ramię plecak. Cały obrazek dopełniała koszula w kratę, przewiązana w pasie.
Nauczycielka zdenerwowana przekręciła klucz w zamku i weszła do gabinetu. Usiadła przy biurku i strzepała z niego ziarenko kurzu, aby było znów przerażająco czysto.
-Siadaj.-Natalia spojrzała na ten straszny wystrój. Wszystko idealnie poukładane, chodź była tutaj tyle razy, nadal wzbudzało to w niej niepokój. Usiadła na fotel zakładając nogę na nogę czekając na kazanie.-znowu to samo. Ile razy mam ci powtarzać, że szkoła to nie miejsce na twoje malowidła. Szkolny gmach ma ukazywać dyscyplinę, a nie te bochomazy. Ostrzegałam cię Perdido. Zostajesz wydalona z tej szkoły.-wpowiedziała pewna siebie.

Jak powiedziała, tak się stało. W poniedziałek, przekroczyła drzwi nowej szkoły. Wyglądała identycznie, każdy nauczyciel według hiszpanki był nudny i stary. Z rówieśnikami było podobnie. Każdy to nudziarz, nikt nie rozumie jej pasji. A przecież kartka to za mało, by namalować coś dobrego. Spojrzała na skrawek papieru w dłoni. Sala 91. Poczłapała się schodami na piętro, czując ciężar plecaka. Po skręcie w prawo, stanęła przed wyblakłymi drzwiami. Niepewnie nacisnęła na klamkę i weszła. W oczy odrazu rzuciła jej się grupa siedząca pod oknem. Nie które elementy ich stroju przypominały jej coś... Spodobały jej się. Usiadła w jednej z wolej ławki i usłyszała kawałek rozmowy.
-Ej! Pss! Maxi-zawołała jakaś blondynka. Chłopak w czapce odwrócił się do jej ławki, gdzie siedziała z rudowłosą. Natalia spojrzała w ich kierunku kątem oka.-patrz to jest projekt Brodway'a.
-No nie zły. I co w związku z tym.
-Widzisz szwędałyśmy się ostatnio trochę z Camilą i zaleźłyśmy nie zły kawałek muru.-chłopak rozejrzał się do okoła i szepnął trochę ciszej.
-Zgoda. Dzisiaj o 20, w naszym zaułku. Tylko wszyscy mają się zjawić.-ostrzegł je i odwrócił się do zadowolonego czarnoskórego kolegi. Uśmiechneła się do siebie i spojrzała w drugi kąt klasy. Ciemnowłosy chłopak z dość dużą grzywką, jakaś szatynka obok wpatrzona w jednego z tamtych grafficiarzy. Również był szatynem, na głowie miał czapkę potocznie zwaną ,,skarpetą", a blondynka zwracała się do niego Leon. Rzuciła wzrokiem na przód klasy. Brunetka wyglądającą na dość grzeczną. Ubrana w sukienkę i szepczącą coś do chłopaka o dość długich włosach, wyglądał na jednego z tamtych. Chyba byli parą. Czyżby dwie różne klasy, a jednak miłość. Westchnęła patrząc na nauczyciela rozpisującego, kolejne działanie matematyczne.
Delikatnie przygryzła dolną wargę. Przecież mogło chodzić o coś zupełnie innego, a jej się wydaje. Ale ciekawość wzięła górę. Postanowiła śledzić jednego z nich. Jedna lekcja, druga... Piąta. Koniec nareszcie. Z ulgą opuściła placówkę. Zobaczyła dwóch grafficiarzy siedzących na murku. Przybyli sobie piątkę i pożegnali się. Każdy odszedł w inną stronę. Za tym w czapce było jej po drodze, więc poszła za nim. Szła znajomą drogą, jak do siebie. W pewnym momencie chłopak założył słuchawki na uszy. Zlustrowała go wzrokiem. Był w jej typie. Zdziwiła się, gdy doszła na swoją ulicę. A jaka była jej mina, kiedy zobaczyła, że brunet mieszka naprzeciwko niej. Przełknęła ślinę. Wszedł do swojego domu, a ona odprowadziła go wzrokiem i weszła na swoją posesję.

Godzina dwudziesta, przychodziła niesłychanie wolno.
- Kolacja! - głos matki wyrwał ją z transu. Powoli zeszła po schodach i wkroczyła do jadalni mrucząc słowa powitania. Zasiadła naprzeciw rodziców. Perrdio chwyciła łyżkę i leniwie zamoczyła ją w zupie. Włożyła płyn do ust, a jej rodzicielka westchnęła. Spojrzała na nią pytająco.
- Możesz spiąć te włosy? Wchodzą ci do jedzenia.-spytała zirytowana. Brunetka wzruszyła ramionami.
- Mi się tak podoba. - odparła. W tym momencie z drzwi domu naprzeciwko uchyliły się. Ukazała się postać w czapce, szybko zmierzająca ku furtce. Jak na komędę rzuciła łyżką o naczynie i poderwała się z miejsca. Przecież musiała za nim iść, skąd miała wiedzieć, gdzie się spotykają i jak odkryć ich sekret?
Chwyciła torbę przy wyjściu i pchnęła drzwi. Wychyliła zza nich głowę i rozejrzała się uważnie. Zaskoczyła ze schodów i schowała się za murem. Odczekała kilka sekund i ruszyła za nim. Skręcił w zaułek, oparła się o ścianę słuchając uważnie rozmowy.
-Cami, gdzie ten murek co o nim wspominałaś z Lu?
-Kilka pszecznic z tąd.-wzruszyła ramionami.
-Okej. Verdas!-zawołał opierając się o jeden z kontenerów na śmieci.
-Co?-pojawił się przy nim w ciągu kilku sekund.
-Odczep Travelli'ego od tej jego laski i niech ona już spada jak nie jest z naszej paczki. A ty i on do sklepu po kilka spray'ów z farbą. Dzisiaj szykujemy większy skok.-szybko podeszła do automatu słysząc kroki i podniosła słuchawkę telefonu, wrzucając monetę. Poczekała, aż ją ominą i znów przywarła do muru.
-...tak Lu będzie za 5 minut.-westchnęła jakąś dziewczyna.-spokojnie Maxi. Ona zdąży.
Po chwili podeszła do nich blondynka.
- Czyli to jest Ludmiła. - skojarzyła fakty. Ferro wyjęła z kieszeni za dużej, czarnej bluzy spray z czerwoną farbą. Wszyscy patrzyli na to z zadowoleniem. -... Skąd go wzięłaś? To najlepszy, jaki może być! - hiszpanka słyszała urywki rozmów. Chwilę po tym ruszyli grupą w jakimś nieokreślonym kierunku. Ciągle szła za nimi. Weszli w ślepy zaułek. Było trochę mrocznie, ale nie bali się. Dołączyli do nich Leon i Marco z plecakami pełnymi po brzegi "sprzętem".
- No to szefie: od czego zaczynamy? - spytała rudowłosa potrząsając puszką spray'u. Ponte zwrócił się do brazylijczyka:
- Broadway, chodź tu! - przywołał go ręką. - Pogadam z Broadem i wszystko powiem. - czarnoskóry chłopak stanął obok bruneta. Wyjął z kieszeni kurtki kartkę i pokazał mu swój projekt. Szef gangu przyglądał się mu zadowolony. Po obejrzeniu go dokładnie zaczął wydawać polecenia. - Cami, weź zieloną... Leon idź tam... - w ten sposób Natalia poznała wszystkie ich imiona. Patrzyła na nich z zachwytem.
-Ej ty!-zawołał do niej Leon.-Łap!-rzucił jej spray i kartkę z projektem. Przyjrzała mu się ze zdziwieniem i podeszła do ściany. Wstrząsła puszką i jeździła po ścianie. Nieźle jej to wychodziło.
-Ej! A ty to kto?!-podszedł do niej zdziwiny Ponte.-ty nie jesteś od nas.-wytężył wzrok próbując dojrzeć przy świetle latarni jej twarz.-Marco! Leon! Chodzie tu na chwilę.
-Nie-jęknęła, a do jej uszu dotarł dźwięk syreny policyjnej. Wszyscy zaczęli uciekać. Stała jak wryta, aż się opamiętała i ruszyła. Wspięła się na płot i przeskoczyła jednym susłem, lądując na pokrywie kontenera na śmieci. Zaskoczyła na asfalt i przebiegła kawałek, wyrównując kroku za kolejnym zakrętem. Nadusiła klamkę i weszła powoli do domu. Na paluszkach przemierzała schody, aż wkońcu weszła do pokoju. Spojrzała przez okno, widząc na przeciwko Ponte w samej podkoszulce. Wycierał ręcznikiem mokre włosy. No tak teraz było dla niej wszystko jasne. Co ma zrobić, żeby być w ich paczce.

Przez miesiąc dużo się zmieniło. Perrdio należy do grafficiarzy. Jak to zrobiła? To bardzo proste: rozkochała w sobie Maxiego. Nie są parą, bo przecież potem nie wiedziałaby jak się wyplątać z tego związku. Razem z dzwonkiem zamknęła podręcznik od chemii i wrzuciła go do torby. Natalia wyszła z klasy ramię w ramię z Ponte.
-Naty... - zaczął brunet, a ta na niego spojrzała. - Pójdziemy gdzieś wieczorem? - zapytał niepewnie. Spanikowała. Co odpowiedzieć?
-Jasne. - słowo samo wypłynęło z jej ust. Skarciła się w myślach. Uśmiechnął się.
-Super. Wpadnę po ciebie o siódmej.-ucałował jej policzek i odszedł.
Po szkole szybko pokonała odległość dzielącą ją od domu i wspieła się na piętro. W co się ubrać? Ładnie, żeby jeszcze bardziej się zauroczył? Czy niechlujnie, by się odkochał? Po co ona to robi? Przecież go nie kocha. Westchnęła i oparła się o biurko.
-No nic. Powiedziało się "a", trzeba powiedzieć "b". - mruknęła brunetka i zaczęła przygotowania. Usłyszała dzwonek do drzwi i głośno westchnęła.
-Kogo to niesie?-szybko zeszła na dół i otworzyła.-ahh... To ty.-stwierdziła widząc Castillo w drzwiach.
-Przyniosłam ci polski, zerwałaś się. I chciałam pogadać.
-Jasne, wejdź.-otwarła szerzej drzwi i po chwili były w pokoju. Natalia zwinęła jedną z wyciągniętych rzeczy w kłębek i wrzuciła do szafy. Spojrzała na argentynkę, wgapioną w jeden punkt. Powiodła wzrokiem za nią.
-Chyba nie twój poziom co?-odezwała się widząc za oknem Maxiego idącego z Verdasem.
-Właściwie dlatego przyszłam. Bo ty jesteś w tej całej paczce Ponte. Mogłabyś pogadać z Leonem?-przygryzła wargę. Naty spojrzała na nią z nie smakiem. Jednak po chwili wpadła na pomysł doskonały...
-Dobrze, ale najpierw potrzebuje twojej pomocy-przyjrzała się uroczemu strojowi Violetty. Słodka dziewczynka...-pomóż mi się uszykować na randkę.-kąciki ust uniosły się do góry. Szatynka uśmiechnęła się chytrze.
-Okej. - wyciągnęła w jej stronę dłoń, którą hiszpanka uscisnęła. Castillo podeszła do szafy i wyjęła z niej parę ubrań. - Dziewczyno, w co ty się ubierasz? - rzuciła zdegustowane spojrzenie przetartym dżinsom. Po przewróceniu do góry nogami całej szafy, znalazła odpowiedni strój.  Czarny top, miętowa spódnica przed kolano. Jak się Violetta wyraziła: "Najnormalniejsze ciuchy w tej szafie." Jeszcze tylko makijaż. Włosy, jakimś cudem rozczesała, ale zostawiła rozpuszczone. Argentynka opuściła dom Perrdio, pół godziny przed przyjściem chłopaka.

Kiedy chłopak się zjawił, oczywiście skopmlementował jej wygląd. Szli rozmawiając do kina.
-A Leon nie ma dziewczyny? - zapytała w pewnym momencie Naty. Ponte spojrzał na nią zaniepokojony. Zaśmiała się.-Nie chodzi o mnie. Tylko o Violette.-wyjaśniła szybko. Kiwnął zmieszany głową, ale palnął.
-Nie, jest sam. Ostatnio mówił coś, że ktoś mu wpadł w oko, ale nie wiem o kim mówił. - wytłumaczył.
Chyba jej plan nie wypalił. Leonowi ktoś się podoba, a Maxi wcale nie zniechęcił się strojem grzeczej dziewczynki. Spojrzała kątem oka na zadowolonego chłopaka w czapce. W co ona się wpakowała?
-Chodź, mam coś dla ciebie.-wyciągnął w jej stronę rękę. Popatrza zdziwiona i niepewnie chwyciła dłoń. Szarpnął ją i zaczął biec. Zatrzymali się w zaułku.
-Trzymaj.-podał jej spray.-to coś specjalnego, potrzebuje dobrej grafficiarki, a ty masz pewną dłoń.-zdziwiona popatrzyła na niego i się uśmiechneła. On uważa, że jest jedną z najlepszych grafficiarek.
-Dzięki. Gdzie masz projekt?
-Tutaj.-wyjął z kieszeni wymiętoloną kartkę i podał ją z dumą.-proszę.-spojrzał przez jej ramię na kartkę.
Przyjrzała się skrawkowi papieru.
- Ale... Tu jest moje imię. - stwierdziła zmieszana. "Naty" na tle serca.
-Taki był cel.-wyjaśnił Ponte zdziwionej dziewczynie. Kiwnęła głową i podeszła do muru. Jej dłonie chwytały coraz to nowe spray'e, kolory. Skończyła. Odłożyła puszki na swoje miejsce i przysiadła na ziemi obok bruneta.
-Jak mi poszło?-spytała rozmasowując zmęczony nadgarstek. Przybliżył się do niej.
-Świetnie. Dokładnie tak to sobie wyobrażałem. - pochwalił ją i złapał za rękę. Przestraszyła się. Cofnąć dłoń? Co wtedy sobie pomyśli? Może wyrzuci ją z grupy. Nic nie dała po sobie poznać i spojrzała mu w oczy.
-Ehh... Może pójdziemy na lody?-próbowała się pozbyć jego dłoni.
-Chętnie.-westchnął, nie chcąc jej się narazić. Wstali, ale po chwili znów splótł ich ręce.-Już idziemy?-spojrzał na nią.
-Jasne.-uśmiechneła się sztucznie.
Następnego dnia niestety, albo stety była szkoła. Trzasnęła drzwiczkami szafki i przestraszona spojrzała na Violettę, której wcześniej nie zauważyła.
-I co gadałaś z nim?-uśmiechneła się czekając na dobre wieści.
-Z nim nie, ale z Maxim, tak. Według niego Verdas nie ma dziewczyny, a co więcej, ktoś mu się podoba.-powiedziała dumna z dobrze wykonanego zadania.
-Właśnie, a co u Maxiego? Widziałam was wczoraj.-Natalia na te słowa głośno westchnęła.
-Daj sobie spokój. Mam go dość. Rozmawiam z nim tylko dlatego, że chce być w paczce.-Violetta z przerażeniem spojrzała na chłopaka stojącego za Natalią. Ten jednak położył palec na usta, dając jej do zrozumienia, że ma być cicho i odszedł.
Podszedł do Leona smutny i usiadł na parapet.
-Obawiam się, że będziemy musieli wyrzucić Naty z paczki.-zdziwiony Verdas spojrzał na Ponte.
-Czemu?- Zmarszczył brwi.-wydawało mi się, że ci się podoba. Graffiti też nie złe maluje. Co się stało?
-Byliśmy wczoraj na randce.-przełknął ślinę.
-To chyba dobrze co?
-A dzisiaj słyszałem jak mówiła Violettcie, że to tylko po to, żeby być w paczce.
-Violettcie?-uśmiechnął się rozmarzony.
-Tak Violettcie. Co o tym sądzisz?
-Nie wyrzucaj jej to jest najlepsza z najlepszych w naszej grupie. To jest już problem między wami. Doprowadź ją jakoś do szału, bądź upierdliwy, ale jej nie wyrzucaj. A skoro ona zrobi, dla ciebie wszystko, byle by być w paczce, to możesz z niej pożartować. Niech robi z siebie idiotkę. Narka.-zawołał widząc Castillo na końcu korytarza. Raz kozie śmierć.

Maxi zastanawiał się nad słowami przyjaciela. Niech zrobi z siebie idiotkę... Może warto spróbować? Tak, ale nie teraz. W tym czasie szatyn powoli pokonywał odległość dzielącą go od Castillo. Wziął głęboki oddech i stanął naprzeciw niej.
-Hej. -uśmiechnął się.
-Cześć.-odparła i wrzuciła swoje książki do szafki.
-Możemy pogadać?-zapytał przyglądając jej się uważnie.
-Jasne. - wzruszyła ramionami. Ruszyli razem wgłąb korytarza. Minęła ich hiszpanka wpatrzona w swój projekt. Szef na pewno pozwoli go jej wykonać. Przecież była jego ulubienicą. Podeszła do niego i wcisnęła mu kartkę w dłonie.
-Zrobiłam projekt. Podoba ci się? - zapytała uśmiechając się słodko. Przyjrzał mu się uważnie i kiwnął głową.
-Chcesz go wykonać?-zapytał uśmiechając się uwodzicielsko. Pokiwała energicznie głową.
-Okej.-puścił jej oczko i odszedł. Czy jej się wydawało, czy zaczynało się robić nieswojo?

Weszła do zaułka, czyniąc przygotowania do swojego projektu. Wyjęła z torby spray i zaczęła robić kontury. Po chwili coraz więcej osób zaczęło się pojawiać.
-Leon Łap!-rzuciła mu spray.-Twój kawałek jest tam. Tylko ma być intensywnie zielony! Marco, Lu łapcie za puszki z farbą.-podwinęła rękawy ciemnej koszuli w kratkę i dalej czyniła swoje dzieło.
-Ej! A dla mnie gdzie?!-oburzył się zabawnie Maxi, który właśnie przyszedł.
-Ehh...-westchnęła.-łap.-rzuciła mu ten sam kolor co miała sama.-pomożesz mi.-uśmiechneła się. Wszedł na kontener na śmieci i stanął obok niej. Natalia spojrzała na niego, dziwnie wesoła.
-Chodź, wejdź mi na plecy i pomaluj dokładniej to u góry.-zawołał, schylając. Nie pewnie usiadła mu na ramiona i zaczęła jeździć spray'em po ścianie.
-Już!-zawołała zadowolona i zaskoczyła mu prosto w ramiona, patrząc mu w oczy. Uśmiechnął się mimowolnie.-dzięki.-kąciki jej ust uniosły się nieznacznie.
-Nie ma za co.-Patrzyła w jego ciemne teczowki. Hionotyzowały ją. Czy to możliwe, żeby ona... Nie, Ponte nic dla niej nieznaczy. Szybko zeskoczyła z kontenera. Stanęła kawalek dalej i obejrzała swoje dzieło. Wszyscy już poszli. Został tylko szef.
-Dobra robota.-wyszeptał jej do ucha, a po jej ciele przeszedł przyjemny dreszcz. Odwróciła głowę w jego stronę. Uśmiechnął się. Ona również. Ale szczerze. Uśmiechnęła się do niego szczerze tak jak on zawsze do niej. Niepewnie przybliżył się, by ją pocałować.
Odsunęła się? Nie. Dlaczego? Bo się zakochała i nie chciała stracić pozycji. W dodatku, ona go pocałowała. Nie on ją.
-Co robisz?-zdziwiony, odskoczył od niej.
-Ja... Ja... Nic?-wytrzeszczyła oczy. To ona mu się nie podoba? A wydawało się, że...-przepraszam.-zarzuciła torbę na ramię i wybiegła z łzami w oczach z zaułka.

Przełknęła głośno ślinę i pchnęła szklane drzwi szkoły. Wolnym krokiem przemierzała korytarz, aż stanęła pod szafką. Czyżby role się odwróciły? Przekręciła kluczyk w drzwiczkach i pociągnęła za kłódkę.
-Ej! Pst! Naty!-szepnęła jej do ucha Violetta.-Leoś mi opowiedział co się wczoraj stało. Naprawdę go pocałowaś?-wskazała ruchem głowy na chłopaków stojących pod oknem. Natalia nie pewnie skinęła głową, zaciskając usta i powieki, aby ani jeden szloch, ani jedna łza nie wydobyły się z jej wątłego organizmu.
-Naty, bo ja muszę ci coś powiedzieć. Pamiętasz jak mówiłaś mi, że ta cała znajomość z Maxim to tylko dla pozycji w grupie?-zdziwiona hiszpanka spojrzała na towarzyszkę.-On to słyszał.-wyznała na jednym wydechu Castillo. Źrenice dziewczyny rozszerzyły się pod wpływem szoku.
Zamrugała parę razy. Wzięła szatynkę za rękę i pociągnęła w stronę damskiej toalety.
-Jesteś pewna? - zmarszczyła brwi Perrdio. Tamta kiwnęła głową.
-Stał za tobą. - wyjaśniła. Brunetka odruchowo przyłożyła dłoń do ust i zaczęła obgryzać paznokcie. Po chwili przestała.
-Powiedziałaś Leoś? - zdziwiona przyjrzała się Castillo. Dziewczyna pokiwała głową.
-Jesteśmy razem! - zaświergotała wesoło. Hiszpanka Usmiechnęła się smutno.
-Idź do twojego "Leosia". - zrobiła cudzysłów. Violetta zmarszczyła brwi.
-A ty? - spytała patrząc na nią uważnie. Natalia wzruszyła ramionami.
-Muszę się zastanowić co z Maxim. - wytłumaczyła. Koleżanka poklepała ją pocieszająco po ramieniu i wyszła z łazienki. - Co zrobić... - myślała głośno, przechodzącąc wzdłuż umywalek.
Pogadać? Co ma do stracenia? Tak, wszystko co chciała już miała. Pogada z nim.
Szybkim krokiem wyszła na korytarz i podeszła do Ponte.
- Hej. - uśmiechnęła się stając naprzeciw niego.
-Cześć. - odparł oschle.
-Przepraszam. - wydusiła tylko.
-Za pocałunek? Już zapomniałem...-odparł bez namiętnie.
-Ale ja nie. Wiem, że wszystko słyszałeś. Może i na początku tak było, ale... Ja cię kocham-wyszeptała ledwo słyszalnie.
-Nie wierzę ci.-pokiwał przecząco głową i ją zostawił. Obróciła się na pięcie i ruszyła korytarzem słysząc rozmowę. Najprawdopodobniej włocha z Lu.
-Proszę cię. Ludmiła, odejdź z tego gangu. To wandalizm.
-A co ty masz do tego?-spytała arogancko.
-Podobasz mi się.-minęła ich. Chyba nie tylko ona ma problemy.

Przekroczyła próg, szkoły, mijając go w progu. Od tej całej rozmowy upłynął miesiąc, a jej nie było, ani lepiej, ani gorzej.
Szła dalej powstrzymując łzy. Przed klasą zastała kłócących się Federico i Ludmiłę. Westchnęła, stały obrazek. Wściekły włoch wszedł do sali, a załamana blondynka oparła się o ścianę. Podeszła do niej.
-Nie martw się.-uśmiechnęła się pocieszająco. Tamta pokręciła przecząco głową.
-Miesiąc temu, powiedział, że mu się podobam. Odpowiedziałam mu to samo. Ale on kazał mi zrezygnować z graffiti.-ujęła smutno. W oczach hiszpanki zabłysły nowe iskierki. Iskierki radości.
-Lu, mam pomysł! Zrobimy im graffiti! Ty Fede, a ja Maxiemu. On zrozumie, że to dla ciebie ważne, a ja pokaże Maxiemu, że mi na nim zależy.-wytłumaczyła Perrdio. Ferro przyjęła jej pomysł z wielkim entuzjazmem.Podeszły do przytulającej się rudej do Brodway i poprosiły o pomoc w zorganizowaniu projektów i farb.

Wieczorem spotkały się niedaleko budynku przy którym było rozstawione rusztowanie. Wspięły się do góry. I zaczęły malować, hiszpanka po paru minutach chciała podziwiać co dotychczas uzyskały. Zrobiła krok w tył i poślizgła się spadając. W ostatniej chwili złapała się metalowej rurki.
-Lu pomóż!-krzyknęła wisząc na wysokości 3 piętra.
-Czekaj już idę. Chwyć moją dłoń!-mocno usiłowała wciągnąć ją w górę.-nie dam rady.-załkała.
-Postaraj się Lu!
-Czekaj wezwę pomoc!-puściła jedną ręką przyjaciółkę i wyjęła telefon.

-Już jestem-zawołał Ponte wbiegając na rusztowanie-Lu! Trzymaj ją!-przywiązał linę do metalowej rurki i rzucił hiszpance.-Naty! Łap się.-chwyciła sznur, a chłopak stopniowo ją wciągnął. Uklękła na deskach rusztowania kiedy tylko znalazła się na górze i zaczęła szlochać, kosmyki włosów niedbale zakrywały jej twarz. Chłopak zmęczony upadł obok i przycisnął ją do siebie.
-Przepraszam-szepnął w jej bujne włosy.
-Maxi.-puszka farby wyleciała z ręki zszokowanej blondynki turlając się kawałek.-ja... Nie mogę. Przepraszam, ale odchodzę. Fede miał rację.-wyznała z łzami w oczach i zeszła.
-Naty?-spojrzał na nią.-Co ty sobie wyobrażałaś?- Westchnęła. Starła łzy. Delikatnie pociągnęła nosem i wyjęła z kieszeni kurtki skrawek papieru.
-Chciałam to namalować.-podała mu projekt. Spojrzał i uśmiechnął się.
-Ładny. - odparł i spojrzał w jej zapłakane oczy.
-Tylko co w tym wszystkim robiła Lu? - zapytał łagodnie i odgarnął włosy z jej twarzy. Brunetka wzięła głęboki oddech.
-No... Ona robiła graffiti dla Fede, żeby mu pokazać jakie to dla niej ważne. - wytłumaczyła. Zmarszczył brwi.
-A ty? - spytał. - Co chciałaś udowodnić? - dodał. Spuściła głowę kryjąc rumieńce.
-Chciałam pokazać, że mi na tobie zależy. - oznajmiła. Wyciągnął w jej stronę dłoń.
-Jestem na ciebie zły, bo prawie byś spadła, ale to urocze co powiedziałaś.-stwierdził i wstał. Pociągnął ją za sobą.-Chodź, skończymy to razem, ale teraz uważaj.
-Maxi?-odparła nieśmiało.-gniewasz się za ten pocałunek?-uśmiechnął się do niej.
-Nie, ale czy on był szczery?-zrobił krok w jej stronę.
-A co jeśli powiedziałabym, że tak?
-Zrobiłbym to...-położył dłoń na jej policzku i musnął delikatnie jej wargi.

Kolejnego dnia weszli weseli do szkoły. Wzrok wszystkich powędrował na ich splecione dłonie. Zadowoleni podeszli do Leona, który obejmował Violette w pasie i czule całował po twarzy. Tuż obok na parapecie siedział Marco, z Fran która podtrzymywała głowę na jego ramieniu. Po chwili podbiegł też Brodway z ramieniem przerzuconym na karku Camili.
-Hej-zawołał Fede, trzymający blondynkę za rękę. Wszystko powoli się ułożyło.
****
To jest OS z okazji 2-mięsiecznicy bloga. Dziękujemy wam za tyle wyświetleń, komentarzy z miłymi słowami. Wszystkie bardzo motywowały nas do pracy. Jeszcze raz dziękujemy, mamy nadzieję, że zostaniecie z nami na dłużej. 
<3