piątek, 25 lipca 2014

Czasem trzeba zwolnić obroty.

Tak, pisze to z wielkim bólem serca, ale razem z Wiktorią postanowiliśmy zawiesić bloga. Jak długo?
Na czas nie określony.
Czekajcie na notkę odwieszającą.
Przepraszam i pozdrawiam. :)

wtorek, 22 lipca 2014

Rozdział 22

Szli w ciszy, Fede spuścił głowę i włożył dłonie do kieszeni. Ten brak rozmowy robił się nie zręczny od kąt wyszli z kina.
-Podobał ci się film?-nareszcie zdążył coś wymyślić.
-W sumie fajny.-znów zamilkli. Ludmiła przygryzła wargę zastanawiając się czy zapytać. Rozejrzała się po parku, aż jej wzrok spoczął na towarzyszu.
-Fede... Widzisz, zastawiałam się nad tym co mówiła Violetta w kinie. Czy tobie też się wydaje, że wyglądamy na parę?-zdziwiny spojrzał w jej kierunku.
-Nie. Wydaje mi się, że nie. A tobie?-odpowiedział szybko.
-Masz rację to nie możliwe.
-Idziemy do kawiarni?-objął ją ramieniem.
-Jasne.-ruszyli alejką drzew.-A co tam nowego u Mary?
-A nic ciekawego. Ale nieszczęście znalazła lepsze towarzystwo. Nie żeby to twoje było złe, ale sama rozumiesz jaka wtedy byłaś. Ale teraz jest okej. Znaczy nie, znaczy tak, no rozumiesz o co mi chodzi...
-Tak Fede, wiem jaka wtedy byłam. Ale nic już nie mów, bo coraz gorzej ci to wychodzi.-zaśmiała się.
-Chodźmy już lepiej.-otworzył drzwi kawiarenki.

***
Ruszyła korytarzem, uważnie omijając miejsca związane z jej przyjacielem. Nie chciała go jeszcze widzieć, musiała wszystko przemyśleć na spokojnie. Otwarła szafkę, wepchnęła do niej kilka książek i zamknęła ją z zamachem. Odwróciła się widząc Marco.
-Cześć.
-Hej.-odpowiedział wymijając ją. Myślała, że omijanie go szerokim łukiem sprawi jej więcej trudności. Może on chciał tego samego? Westchnęła i ruszyła w kierunku Camili.
-Ja już nic nie rozumiem!-odparła patrząc na rudowłosą.
-Co? O co ci chodzi?-zdziwiła się przyglądając się przyjaciółce.
-O Marco.
-Co ty i Marco?-skrzywiła się nie zbyt rozumiejąc koleżankę.
-Nie. No może. Ty nic nie rozumiesz.-Zdenerwowała się odchodząc. Zdziwiona Cami przyglądała się odchodzącej Fran.
-Hej. Co jest skarbie?-poczuła, że ktoś ją obejmuje w pasie. Doskonale widziała, że to Brodway.
-Hej-ucałowała go w policzek.-Sama nie wiem, coś się dzieje z Fran.
-Eh, to napewno nic strasznego. Nie wątpię w to, że ty temu zaradzisz.-wyszeptał jej do ucha.
-Tak masz rację muszę z nią pogadać, ale nie teraz.
-Tak. Lepiej niech ochłonie. To co? Idziemy na sok?
-Tak.-zaśmiała się i chwyciła swojego chłopaka za rękę.

***
-Nie bój się. Cały czas będę siedział za tobą.-zapiął kask.-okej. Teraz przekręć kluczyki w stacyjce i odpal silnik. Dobrze, sprzegło, bieg i gaz, widzisz. Ładnie ci idzie.
-Myślałam, że trochę trudniejszy ten twój motocross...
-Bo jest trudniejszy, ty tylko jedziesz. Nie wyskakujesz z górki, nie robisz ostrych zakrętów i nie ścigasz się.-stwierdził, kładąc dłonie na jej talię.
-Gdzie jedziemy?-zapytała poprawiając dłonie na kierownicy.
-No nie wiem. Ty prowadzisz.
-Okej. To trzymaj się mocno.-dodała gazu i skręciła w kolejną ulicę.
-Tylko uważaj.-poprosił, rozglądając się w około. Po chwili wjechali w piach. Zahamowała i zeszła z motoru.
-A więc plaża?
-O tuż to.-stwierdziła ściągając buty.
-Dobry pomysł.-uśmiechnął się i zdjął obuwie, podchodząc do brzegu wody. Zanurzył stopy w ciepłej wodzie, a po chwili dołączyła do niego szatnka.-I jak? Podoba ci się jazda motorem?
-Fajnie, ale to chyba nie dla mnie.-zaśmiała się.
-Mam rozumieć, że ja prowadzę w drodze powrotnej.
-Byłoby miło.-uderzyła go w ramię.
-Dla ciebie wszystko.-uśmiechnął się zarzucając jej rękę na ramię.

***
Otworzył drzwi restauracji i przepuścił ją przed sobą. Wyszli na ulice, a on okrył ją swoją kurtką. Spojrzała na niego kątem oka, wcale nie był taki zły. Dużo mówił podczas kolacji, był zabawny, a może nawet uroczy? Nie był wymarzonym towarzyszem, ale był lepszy niż jej się wydawało. Dowiedziała się dzisiaj bardzo wiele, jak się poznał z Violettą i Ludmiłą. Na początku dała mu małe kazanie, co sądzi na temat tego całego wandalizmu. On tylko przewrócił oczami i zaśmiał się. Zignorował ją niezmiernie, zdenerwowała się i chciała odejść, ale załapał ją za nadgarstek i zatrzymał. Zaczął opowiadać różne historię, a napięcie powoli malało. Teraz szli razem powoli, w dość przyjemnej ciszy.
-Gdzie mieszkasz?-wybudził ją z zamyślenia.
-Co?!-zdziwiła się, po co mu jej adres.
-Gdzie mieszkasz? Chciałem cię odprowadzić.-zaśmiał się, przyglądając się jej dokładnie.
-Tu nie daleko. Dwie ulice skąd. O w tamtą stronę.-wskazała dłonią kierunek.-ale dam radę sama.
-Tak jak obiecałem to nasze ostatnie spotkanie. Daj się chociaż odprowadzić.-skineła głową i ruszyła z chłopakiem. Była jakaś taka zamyślona, polubiła go, a przez jej głupią decyzję spotkali się ten ostatni raz.

niedziela, 13 lipca 2014

Rozdział 21

Z westchnieniem opadła na ławkę i oparła głowę o ścianę. Jednak nie dane było jej odpocząć, bo stanął przed nią Ponte, we własnej osobie.
- Naty! Cześć. - przywitał się wesoło. Odetchnęła głęboko, w myślach licząc do dziesięciu. Skwitowała to tylko delikatnym uśmiechem i mruknięciem pod nosem. - Wiesz, pomyślałem... - kontynuował Maxi, nie zważając na nią. - ...że może byśmy gdzieś wyszli, żebyś zmieniła co do mnie zdanie. - zaproponował i uśmiechnął się szeroko. Hiszpanka westchnęła i zmrużyła jedno oko.
- A ja myślę, że jednak nie. - odparła i przymknęła powieki, myśląc, że chłopak się podda i odejdzie. On niestety, lub stety nadal tam stał i nie zamierzał odpuścić.
- No proszę, tylko jeden raz... - pokazał na palcach liczbę, a potem złożył ręce jak do modlitwy. Brunetka westchnęła.
- Obiecujesz, że jeden raz? - spytała unosząc brew. Pokiwał ochoczo głową i spojrzał na nią wyczekująco. Kiwnęła delikatnie głową.
- No dobra. Gdzie idziemy? - zrodziła się. Pomyślała, że to będzie jeden raz i koniec. Chłopak się od niej odczepi.
- Pójdziemy na pizzę, do tej włoskiej restauracji. - odpowiedział szybko. Zaplanował już wszystko, nawet zarezerwował stolik. Chciał, żeby wyszło idealnie. Musiał ją do siebie przekonać. Dlaczego? Po prostu mu zależało, żeby go zaakceptowała. Częściowo mu się udało, zgodziła się.
***
Zadowolona otworzyła szafkę. Na wewnętrznej stronie drzwiczek, przyczepiła autografy swoich idoli. Z uśmiechem przyglądała się kartką z podpisami członków zespołu One Direction. Po chwili poczuła, że ktoś zakrywa jej oczy i szepcze do ucha:
- Cześć. Zgadnij kto to. - zaśmiała się. Kto mógł to zrobić? Kto inny, jak nie Federico?
- Oj, Fede... - odparła, zdejmując jego ręce. Zaśmiał się.
- Zgadza się. - powiedział z uśmiechem. Ferro trzasnęła drzwiczkami szafki i pociągnęła go za rękę w stronę ławki. Usiedli na niej, a wtedy nastała niezręczna cisza.
- Wiszę ci coś za koncert. - zauważyła Ludmiła. Włoch pokręcił głową.
- Co ty, to przecież prezent. - odparł wzruszając ramionami.
- Nie, nie, nie. - mówiła gestykulując. - Viola mówiła, że grają fajny film w kinie. - dodała i zaczęła szukać czegoś w plecaku. Wyjęła z niego pamiętą ulotkę. Podała mu ją. - Zobacz. Ja wiem, że to dużo mniej niż koncert, ale to dopiero początek. - usprawiedliwiała się. Brunet uśmiechnął się.
- Mi wystarczy, że pójdziemy razem. - powiedział i przejrzał broszurę. Pokiwał głową z aprobatą. - Szkoda, że nie horror, ale może być fajny. - uśmiechnął się do niej. Wyrwała mu ulotkę z dłoni.
- Ty to byś tylko horrory oglądał. Komedie też czasami trzeba zobaczyć. - powiedziała przez śmiech. Dołączył do niej. Umówili się o siódmej pod kinem i poszli na lekcje.
***
Szatynka usiadła w auli, na krześle w kącie i założyła nogę na nogę. Była jeszcze przerwa, miała chwilę czasu. Do sali wszedł jej przyjaciel, od razu mu pomachała. Verdas ją zauważył i usiadł obok.
- Hej. - przywitał się pierwszy chłopak.
- Cześć. - odparła z uśmiechem. Cieszyła się, że są przyjaciółmi. Ale chciała być dla niego kimś więcej. Jednak to było nie możliwe, według niej. On miał tak samo. Oboje nie wiedzieli, że gdyby tylko zrobili pierwszy krok, byliby razem.
- Pójdziemy gdzieś wieczorem? - zapytał Leon i uśmiechnął się. Pokiwała głową.
- Może do kina? Słyszałam, że jest jakiś fajny film. - zaproponowała Castillo. Kiwnął głową.
- Horror, romantyk? - zapytał. Pokręciła głową.
- Komedia. - odparła. Szatyn pokiwał głową.
- Ok, przyjść po ciebie? - zapytał i uśmiechnął się. Kiwnęła głową.
- Zarezerwuję bilety, więc musimy być o wpół do siódmej. - poinformowała go. Przytaknął, a zaraz po tym zadzwonił dzwonek na lekcje.
        O omówionej godzinie weszli do kina. Szatynka usiadła na kanapie, a on poszedł odebrać ich bilety. Przy kasie spotkał się ze swoim przyjacielem, Federico.
- Fede? Co ty tu robisz? - zapytał zdziwiony Verdas. Włoch, aż podskoczył na dźwięk głosu znajomego. Odwrócił się w jego kierunku i uśmiechnął niewinnie.
- Leon, cześć... Przyszedłem z Ludmiłą, a ty? - wyjaśnił zmieszany. Chłopak przytaknął.
- Jestem z Violettą. - wytłumaczył,a potem zwrócił się do kasjerki: - Chciałbym odebrać dwa bilety, na ten numer rezerwacji. - podał jej skrawek papieru. Kobieta kiwnęła głową i podała mu dwie podłużne kartki. Podziękował i odszedł do swojej przyjaciółki. Po pięciu minutach mogli już wejść na salę. Usiedli na swoich miejscach, zaczęli wesoło rozmawiać. Po chwili miejsca przed nimi, zajęli Ferro wraz z brunetem. Ludmiła wchodząc na salę, od razu zauważyła swoją przyjaciółkę. Pomachała jej, a dopiero potem zobaczyła, że nie jest ona sama. Zdziwiona usiadła na swoim miejscu i odwróciła się do nich.
- Jesteście na randce? - rzuciła prosto z mostu. Speszeni pokręcili przecząco głowami.
- Nie, a wy? - Violetta wskazała na dwójkę przyjaciół. Tak naprawdę, chciała tylko zmienić temat. Federico i Ludmiła również się speszyli, ale nie chcieli dać tego po sobie poznać.
- Nie, nie. - zaśmiali się nerwowo. Zrobiło się gorąco, dla obu par. Wyratowało ich to, że właśnie zgasło światło, co było równoznaczne z zaczęciem się filmu.
***
Następnego dnia włoszka weszła do sali tańca i stanęła na samym tyle w rogu. Dlaczego? Po prostu chciała być jak najdalej od Tavelliego. Do. pomieszczenia z hukiem wszedł Gregorio, nakazał robienie rozgrzewki. Francesca za żadne skarby nie mogła się skupić. Ciągle myślała o przystojnym meksykaninie. Podczas obrotu w układzie, potknęła się i upadła. Zaklnęła pod nosem. Nie może być taka rozkojarzona. Szybko podniosła się, niestety nie obyło się bez repremendy od nauczyciela. Kiwnęła głowąvi przeprosiła. Marco spojrzał na nią ukradkiem. Jak bardzo chciałby z nią porozmawiać. Ale na pewno go spławi. Westchnął głośno. Po chwili sam się przewrócił. Wziął głęboki oddech, by nie wybuchnąć i wstał. Znów przeniósł na nią wzrok, zobaczył, że też na niego patrzy. Oboje w pośpiechu odwrócili wzrok.
- Cauviglia, Tavelli! Skupić się! - krzyknął mężczyzna. Przestraszeni kiwnęli głowami i starali się skupić. Niestety nie było łatwo.

poniedziałek, 7 lipca 2014

Rozdział 20

Przepchnęła się spod sceny w stronę włocha, który trochę przygnębiony siedział przy stole piknikowym.
-Fede! Fede! Patrz co mam! Harry podpisał mi się na koszulce!-krzyknęła rozentuzjazmowana blondynka.
-Cieszę się. Jedziemy już?-spytał trochę znudzony.
-Dziękuję.-rzuciła mu się nagle na szyję.-Cieszę się, że mnie tutaj zabrałeś.-wyszeptała, cmokając go w policzek, czego skutkiem był czerwony ślad szminki na jego twarzy.
-No wiesz co.-zadowolony podrapał się po karku.-to dla mnie tylko i wyłącznie przyjemność.-otworzył jej drzwi auta, które obiegł po chwili do okoła, siadając na miejscu kierowcy.
-Tak?-zapytała niepewnie, zapinając pasy.-Bo wiesz, wydawało mi się, że się trochę ze mną nudzisz. Przepraszam, ale przy 1D, kompletnie tracę zmysły.
-Serio? Nie zauważyłem.-zaśmiał się, zaciskując dłonie na kierownicy.
-Czy to był sarkazm? Lubisz mnie gnębić co?-wyjrzała przez szybę.
-Nie no co ty, ja cię bardzo lubię.-odezwał się parkując, przed jej domem.
-Dzięki za wspaniały wieczór. Dawno się tak nie bawiłam.
-Przyjemność po mojej stronie.-uśmiechnął się do niej.
-Masz ochotę wejść?-zapytała szukając kluczy w torebce.
-No nie wiem... Późno jest, nie chcę przeszkadzać. Następnym razem?
-Jasne. Mam.-zadowolona zadzwoniła pękiem kluczy.
-Czekaj! Już lecę!-poderwał się z miejsca obiegając dookoła auto i otwierając drzwi.
-Dałabym sobie radę.-zaśmiała się.
-Ale ja chcę być uprzejmym.
-Świetnie ci to wychodzi. Pa.-ucałowała go w policzek.
-Pa.-trzasnął drzwiami samochodu i wszedł z drugiej zapalając silnik o ruszając wzdłuż ulicy. Skręcił kilka razy i po chwili zaparkował przed swoim domem. Otworzył bagażnik wyjmując błękitną marynarkę i szarą koszule zwinięte w reklamówkę. Niestety zostały one bezlitośnie wybrudzone sosem czosntkowym przez jakiegoś grubszego mężczyznę przeciskającego się przez tłum ludzi z kebabem w ręce. Teraz miał na sobie białą koszulę i wąski, granatowy krawat. Co było skutkiem tego, że jedyny sklep z odzieżą w pobliżu koncertu to sklep z garniturami. Wcisnął dwa palce między węzeł krawata, a kołnierzyk, poluzowując pętlę. Otwarł drzwi domu i wrzucił reklamówkę z ubraniami do kosza na pranie. Wbiegł na górę i rzucił się na łóżku.
-Muszę częściej zabierać ją na koncerty.-uśmiechnął się do siebie.

***
-Rzucaj wkońcu!-zaśmiała się Violetta.-No Leon! Ile można?!-spojrzała na przyjaciela, który od kwadransa przymierzał się do rzutu kulą.
-Czekaj! Ja muszę być skupiony. Te kręgle same się nie zbiją!-zrobił wymach i zatoczył kulę po torze, zbijając tylko jeden.
-Haha! I co?! Patrz tak to się robi.-chwyciła fioletową kule i jednym szybkim ruchem obaliła wszystkie
-Miałaś poprostu szczęście.-odparł opadając na krzesło.
-Ktoś tutaj nie umie przegrywać.-zauważyła, rzucając też kulą na jego tor. Po chwili wszystkie kręgle chłopaka leżały na torze.-Ja poprostu gram lepiej.
-Przepraszam. Mija godzina. Wykupują państwo kolejną, czy zwalniają tor?-zapytał pracownik kręgielni.
-To co Leoś? Jeszcze raz?
-Nie. My zwalnianymy tor.-zdjął buty i odłożył je na ladę biorąc swoje.
-Do widzenia.-Violetta się pożegnała i ruszyła w ślady przyjaciela.-Ej! Nie obrażaj się. Nie musisz być we wszystkim najlepszy.
-Ja się nie obrażam. To co teraz?-zapytał, obejmując ją ramieniem.-Lody? Tu niedaleko jest kawiarenka
-Chętnie.-uśmiechneła się. Otworzył drzwi lokalu, a momentalnie poczuli zapach pomarańczy i cynamonu.
-Jakie lody?-zapytał podchodząc do chłodziarki.
-Chyba zjałabym. Tiramusu, czekoladę i wiśnie. A ty?-obróciła się do szatyna.
-To samo.-zaśmiał się.-Poproszę dwa razy deser lodowy. Tiramusu, wiśnia i czekolada.-zwrócił się do sprzedawcy.
-20 peso.
-Proszę.-podał banknot mężczyźnie i podszedł z dziewczyną do stolika. Chwycił menu i przyjrzał się mu dokładnie.-chcesz jeszcze kawy?
-Latte.-uśmiechneła się podając chłopakowi pieniądze.
-A to co?-zdziwiny popatrzył na nią.
-Za lody i kawę. Przecież ty zapłaciłeś.
-Kawy jeszcze nie zamówiłem.-Zaśmiał się.-nie chce od ciebie pieniędzy. Ja płacę i nawet nie próbuj. Chowaj tą kasę, a ja idę zamówić kawę.-po chwili wrócił i usiadł z powrotem.
-Dłużej się nie dało?-zapytała, bawiąc się różową serwetką.
-A co tęskniłaś?-uśmiechnął się.
-Bardzo.-odparła sarkastycznie.
-Proszę.-kelnerka ustawiła przed nimi dwie kawy i dwa duże pucharki lodów.
-Dziękujemy.-odpowiedział po czym zwrócił się do przyjaciółki.-Smacznego.
-Dziękuję.-odparła bawiąc się łyżeczką.-Nawzajem.

***
Pewnym krokiem wszedł do studio trzymając w ręku długą róże. Myślał nad tym długo, skoro jego ukochana włoszka była tak zadowolona z pogodzenia się Verdasa z Violettą to napewno się nie zakochała, czyli ma jeszcze jakąś szansę. Rozejrzał się po korytarzu, aż jego wzrok utknął na długowłosej brunetkce. Podszedł powoli i wyjął przed nią kwiata. Zdziwiona dziewczyna odwróciła się z różą w dłoni, ale to nie była ona. To nie Francessca.
-Znamy się?-zauważyła sprytnie dziewczyna.-Dziękuję, miły jesteś, ale mam chłopaka.-rozejrzał się po korytarzu. Dziwne, włoszka zawsze o tej porze była w holu. Nie mylił się, stała pod oknem, chyba właśnie przestała słuchać Camili. Zdziwina patrzyła na przyjaciela i zadowoloną dziewczynę zachwycającą się podarunkiem. Przeprosiła rudowłosą i wyszła. Zamarł na kilka sekund, aby po chwili się ocknąć i wybiec. Stała z Natalią o czymś zawzięcie dyskutowała. Podszedł bliżej.
- Naty, mogę cię na chwilę przeprosić?
-Jasne-odpowiedziała brunetowi i odeszła na pobliską ławkę.
-Nie mówiłeś, że podoba ci się Steffie, a myślałam, że przyjaciele mówią sobie wszystko.-popatrzyła na niego z żalem.
-Skąd ją znasz?-nie ukrywał zdziwienia.
-Mamy razem historię muzyki. Ehh... Nie zmieniaj tematu.
-Nie zmieniam.
-To czemu mi nie powiedziałeś?!-domagała się odpowiedzi.
-A czemu ty nie mówiłaś, że podoba ci się Leon?!-krzyknął jej w twarz.
-Bo mi się nie podoba!-opłaciła tym samym.
-A mi nie podoba się Steffie!-warknął.
-To czemu dałeś jej kwiata?!
-Bo był dla ciebie!
-Co?-nie mogła uwierzyć.
-Był dla ciebie.-powtórzył ciszej.-Lepiej już pójdę.-zdziwiona dziewczyna nie mogła się ruszyć patrzyła w oddalającą się sylwetkę chłopaka.

***
Naciągnęła słuchawki na uszy, obserwując Francesscę i Marco. Dziwne, gdyby nie chłopak, który przyszedł podczas rozmowy, prawdopodobnie wiedziałaby już wszystko. Przymknęła oczy przechyliła się na oparcie. Po chwili wzdrygła się, gdy ktoś zdjął jej słuchawki. Podniosła wzrok, obok niej siedział Ponte, przewróciła oczmi.
-Cześć.-uśmiechnął się.
-Hej, co chcesz?
-Czemu jesteś taka zimna?
-Czemu jesteś taki uparty?-odwdzięczyła się.
-Bo ja nigdy się nie poddaje. Kiedy ty rozumiesz, że się zmieniłem?-zapytał, poprawiając daszek czapki.
-Nic o mnie nie wiesz, a ja nie dopuszczam do siebie byle kogo.-zdenerwowana sprawdziła godzinę  na ekranie komórki.
-To może daj mi się poznać.
-Nie.
-Bo?
-Bo nie.-syknęła mu w twarz.
-Nie jest argumentem, dla ludzi bez argumentu.
-Yyy! Mam cię dość. Idę!-poderwała się z miejsca i podeszła do Francessci.

czwartek, 3 lipca 2014

Rozdział 19

Szatynka dokładnie przyjrzała się jego ramionom. Zaryzykować? Zgodzić się na przyjaźń? A jeśli kogoś sobie znajdzie, to ona będzie cierpieć. Niepewnie się w niego wtuliła.
- Tęskniłam za tym. - wyszeptała Violetta, gdy trwali w uścisku. Zaśmiał się cicho.
- Ja też. - odparł również szeptem. Wciągnęła w nozdrza przepiękny zapach, pocierała nosem o jego koszulkę, by zabrać go jak najwięcej.
- Jak ty to robisz, że tak ładnie pachniesz? - zapytała po chwili, nadal będąc w jego objęciach. Verdas wzruszył ramionami, co było trochę trudne, bo ciągle się tulili.
- Po prostu codziennie biorę prysznic. - zaśmiali się. Przyjaciele oderwali się od siebie i ruszyli na zajęcia.
           Parę chwil wcześniej do Studia weszli włoszka wraz z Tavelli'm. Oczywiście spostrzegawczej dziewczynie, nie uszło uwadze zdarzenie z udziałem Castillo i Leona. Widząc, jak się obejmują, uśmiechnęła się promiennie. Potrząsnęła ramieniem meksykanina i wskazała palcem na parę.
- Zobacz! Pogodzili się! - mówiła rozentuzjazmowana. Cały czas skakała w miejscu, trzymając kurczowo jego bark. Chłopak podrapał się w tył głowy. Ona tego chciała? Nie była zakochana w Leonie? Może ma jeszcze szansę... Na pewno ma, przecież gdyby kochała Leona, to byłaby zazdrosna. Ale nie jest, cieszy się. Trzeba to wykorzystać i również zacząć się cieszyć. Spojrzał na nią i uśmiechnął się. Odwzajemniła to.
- Dużo się zmieniło, prawda? - zapytał brunet. Cauviglia kiwnęła głową.
- Tak, ostatnio wszystko stanęło na głowie. - zaśmiała się. Pomyślała o swoim zauroczeniu Marco i zmianie gangu Castillo.
***
Rozejrzała się w prawo, lewo i prawo, przeszła przez jezdnię. Stanęła przed budynkiem biblioteki. Pchnęła drzwi, wyciągnęła z torebki książkę. Podeszła do lady i położyła na niej powieść.
- Dzień dobry. Chciałam zwrócić. - oznajmiła hiszpanka. Kobieta za ladą kiwnęła głową i spytała o nazwisko. - Perrdio Natalia. - odpowiedziała na jej pytanie. Usłyszały dźwięk otwieranych drzwi.
- Dzień dobry. - przywitał się i stanął obok brunetki. Wzdrygnęła się na znajomy głos. Oczywiście należał on do Ponte. Uśmiechnął się do niej. - Hej, Naty. - odezwał się. Uśmiechnęła się do niego ironicznie i ruszyła do wyjścia. Gdy mijała próg, dogonił ją Maxi. - Wiesz, przeczytałem tę książkę. Naprawdę fajna. - uśmiechnął się szeroko. Pokiwała głową, nie bardzo zainteresowana jego wypowiedzią.
- Dla ludzi to normalne, że czytają książki. - odparła wchodząc na ulicę. Pokręcił głową i poszedł za nią.
- Ale przecież mówiłaś, że nie dam rady. Jednak mi się udało. - powiedział Maxi. Westchnęła
- Tak, pomyliłam się. Zadowolony? - spytała oschle. Jęknął zniecierpliwiony, znów to samo. Chciał, by choć raz była dla niego miła. Tak jak wtedy, gdy mu wybaczyła. Uśmiechnął się do wspomnień, a kiedy się ocknął już jej nie było. Westchnął głośno i odszedł w stronę studio.
***
Stanęła przed lustrem i poprawiła spódnice. Czarna koszulka oraz bordowa spódnica. Zestaw idealny, który dopełniały buty na platformie, w kolorze t-shirtu. Zgarnęła torebkę ze stolika i zeszła na parter. Usiadła na sofie i założyła nogę na nogę. Uśmiechnęła się do siebie.
- One direction... - pisnęła podekscytowana Ferro do samej siebie. Poprawiła bluzkę i usłyszała dzwonek do drzwi. Szybko podeszła do nich i nacisnęła na klamkę. Uśmiechnęła się na widok przyjaciela, odzianego w dżinsowe rurki, szarą koszulkę i błękitną marynarkę. Przytulili się na powitanie.
- Hej. - powiedział z uśmiechem. Odwzajemniła go.
- Cześć. Idziemy pieszo, czy jedziemy? - zapytała wyjmując klucze od domu z torebki.
- Jedziemy moim autem. - odparł włoch. Blondynka kiwnęła głową i zamknęła dom na klucz. Podeszli do sportowego samochodu. Federico otworzył jej drzwi, a następnie sam wsiadł do środka. Jechali rozmawiając i słuchając radia. W pewnym momencie usłyszeli piosenkę zespołu, na którego koncert jechali. Ludmiła przyłożyła dłoń do regulatora dźwięku i ustawiła na maximum. Zaczęła śpiewać razem z wokalistami, a Federico przeniósł na nią zdziwiony wzrok.
- Nie znasz tej piosenki? - spytała i spojrzała na niego z wielkimi oczami. Brunet pokręcił przecząco głową, a ona zrobiła jeszcze większe oczy. Po krótkim wykładzie na temat twórczości zespołu, zaczęła opowiadać o swojej fascynacji jego członkami. - ... A Harry, on jest mój ulubiony. Zawsze chciałam ich zobaczyć na żywo. Jeszcze ich głosy... - rozmarzyła się, a on zrobił się czerwony ze złości. Po chwili znów zaczęła o nich opowiadać. Chłopak oddychał szybko, starając się opanować wybuch gniewu. Był zazdrosny. Zacisnął pięści na kierownicy, a one zrobiły się białe. Odetchnął z ulgą, gdy dojechali na miejsce. Blondynka z piskiem opuściła samochód, on zaś z westchnieniem.
- Zapowiada się długi wieczór... - mruknął pod nosem, podążając za rozentuzjazmowaną dziewczyną.