Strony
czwartek, 29 maja 2014
Rozdział 11
- Rozumiesz to Fran?... Nie mogę patrzeć na Broadwaya... Ech! - usłyszał urywek rozmowy. Brazylijczyk niepewnym krokiem podszedł do niej, widząc, że skończyła rozmowę.
- Cami... - zaczął siadając koło niej. Przeniosła na niego wzrok i skrzywiła się.
- Czego chcesz? - spytała oschle. Westchnął.
- Przecież wiesz, że nie lubię się z tobą kłócić. - wyznał przysuwając się bliżej. Torres założyła nogę na nogę.
- I co w związku z tym? - prychnęła rudowłosa. Uśmiechnął się delikatnie.
- W związku z tym, chciałbym cię przeprosić. - oznajmił i wyczekiwał na jej reakcję. Westchnęła i przymrłużyła oczy.
- I co ja mam z tobą zrobić? - zapytała unosząc brwi. Nie potrafiła się na niego gniewać, kochała go.
- Przytulić mnie? - spytał z nadzieją i rozłożył ramiona. Zaśmiała się i wtuliła w niego.
- Kocham cię. - szepnęła, gdy trwali w uścisku.
- Ja ciebie też. Bardzo. - odparł.
***
Następnego dnia brunet w pośpiechu wszedł do studio. Ogarnął wzrokiem cały korytarz. Uśmiechnął się na widok hiszpanki w rogu pomieszczenia. Postanowił sobie, że za wszelką cenę przekona ją do siebie. Pokaże, że nie jest taki zły. Nie wiedział, dlaczego go tak nie lubiła. Zdecydowanym krokiem podszedł do brunetki.
- Hej - uśmiechnął się siadając koło niej. Zignorowała go, starając skupić się na rysowaniu w zeszycie. Udawała, że go nie widzi.
- Halo! Ziemia do Naty. - Ponte dotknął delikatnie jej ramienia. Westchnęła podirytowana i spojrzała na niego, pełnym nienawiści spojrzeniem.
- Co? - spytała oschle. Uśmiechnął się szeroko.
- Wiesz... jesteś hiszpanką. Może opowiesz mi coś o Hiszpanii, bo nigdy tam nie byłem. - poprosił Maxi. Perrdio założyła ręce na pierś.
- Poczytaj sobie w internecie. - zaproponowała. Jęknął zniecierpliwiony.
- Ja próbuje być miły. - oznajmił. Brunetka pokiwała głową z ironią.
- Coś ci nie wychodzi. - prychnęła i odeszła. Zacisnął pięści i odetchnął głęboko.
- Co ze mną jest nie tak? - szepnął sam do siebie. "Może z nią coś jest nie tak?" Pomyślał, ale zaraz pokiwał przecząco głową. Długo siedział w samotności i rozmyślał, jak przekonać Natalię do siebie. Bezradny podniósł się i poszedł do szafki.
***
Castillo wbiegła do studio i odrazu zauważyła Ludmiłę zmierzającą do szafki. Podbiegła do niej, stukając obcasami o podłogę. Postanowiła, że postara się odbudować przyjaźń z Ludmiłą i Maxim. Jeśli się nie uda, może to będzie znak. Westchnęła i dogoniła przyjaciółkę.
- Lu! Ludmi! - krzyczała Violetta biegnąc za przyjaciółką. Blondynka zatrzymała się i odwróciła. Na widok dziewczyny uśmiechnęła się promiennie. Szatynka szybko doszła do niej. - Możemy pogadać? - spytała. Ferro pokiwała głową, ruszając w głąb korytarza.
- Chodź, muszę wziąć coś z szafki. - wskazała kciukiem na szereg szafek. Violetta kiwnęła głową. Ruszyły razem ramię w ramię.
- No... Wiesz, może wieczorem pójdziemy gdzieś? - zapytała, gdy jej przyjaciółka otwierała "sejf". - Dawno nigdzie razem nie wychodziliśmy... - w tym momencie z szafki Ludmiły wypadła koperta. Dziewczyna schyliła się, by podnieść ową rzecz. Otworzyła ją i wyjęła dwa bilety do wesołego miasteczka. Zmarszczyła brwi. Przejrzała jeszcze raz zawartość koperty. Blondynka wyciągnęła jeszcze skrawek papieru. "Obiecałaś mi jeszcze spotkanie. O siódmej przed wejściem. Fede." Przygryzła dolną wargę i uśmiechnęła się do siebie.
- Ludmiła... - Castillo pomachała jej dłonią przed oczami. Ferro podniosła na nią wzrok.
- Przepraszam, mam już plany. - oznajmiła z szerokim uśmiechem. Cmoknęła ją na pożegnanie w policzek i odeszła. Szatynka westchnęła głęboko.
- Narazie. - szepnęła odprowadzając wzrokiem przyjaciółkę.
***
Leon westchnął i założył ręce na pierś. Ciągle patrzył na Castillo rozmawiającą ze swoją przyjaciółką. Przymknął powieki i cofnął się. Włoszka spojrzała na niego zdziwiona i pomachała mu dłonią przed oczami. Skrzywił się, stracił nadzieję. No tak, nadzieja matką głupich.
- Leon słuchasz mnie?! - krzyknęła mu do ucha podirytowana Francesca. Skrzywiony odwrócił się w jej stronę.
- Przepraszam, ale nie. - odparł smutno Verdas. Brunetka położyła mu dłoń na ramieniu. Podążyła za jego wzrokiem i natrafiła na Castillo. Westchnęła.
- Nie martw się. - poklepała go delikatnie po ramieniu. Spuścił głowę.
- Powiedziała, że chce się zmienić. Właśnie widzę. - burknął pod nosem nie podnosząc wzroku. Przytuliła się do niego. Odwzajemnił przyjacielski uścisk. - Dziękuję. - wyszeptał szatyn. Zaśmiała się serdecznie.
Zza filaru obserwował ich Tavelli. Gdy zobaczył ich czuły uścisk, nie wytrzymał. Był zazdrosny, i to bardzo. Nie wiedział, może coś czuł? Może chciał być kimś więcej, niż tylko przyjacielem. Jednak miał związane ręce, nie mógł jej powiedzieć. Tak, po prostu. W przypływie złości podszedł do nich. Odchrząknął znacząco, zwracając ich uwagę. - Możecie się przestać obściskiwać? Musimy skończyć piosenkę. - powiedział gniewnie brunet. Verdas uniósł ręce w geście obronnym.
- Przepraszam? - uniósł brwi. Marco zacisnął pięści i podszedł bliżej szatyna. Zatrzymała go Francesca, stając pomiędzy nimi.
- Marco... - wycedziła przez zęby Cauviglia. - Idziemy ćwiczyć, w spokoju. Masz zostać do końca próby. Nie tak jak ostatnio. - oznajmiła i pociągnęła ich obu za ręce.
poniedziałek, 26 maja 2014
Rozdział 10
Pchnęła w pośpiechu drzwi do sali, za chwilę się spóźni. Rozejrzała się po klasie, nauczyciela jeszcze nie było. Odetchnęła z ulgą i opadła na pierwsze, lepsze krzesło.
-Witam was moi mili.-odezwał się Pablo, wchodząc do klasy-Dzisiaj chciałem, zacząć nowe ćwiczenie, a mianowicie...-otworzył teczkę i podrapał się po brodzie.-chcę, abyście podzielili się w grupy w których stworzycie piosenkę. Nie będzie to zwykła piosenka, ale ma ona być w swoim rodzaju reklamą studio. Rozumiecie?
-Jasne. Jak nas dobierzesz?
-To proste. Libi, Mark i David. Fran, Marco i Leon. Pasuje?-nauczyciel rozejrzał się po klasie oczekując sprzeciwu, nie było go.-no dobrze. To możecie już zacząć.-wyszedł. Włoszka zawołała do siebie chłopaków i oparła się o fortepian.
-Ktoś ma jakiś pomysł?-zapytała otwierając zeszyt.
-Może dość szybka piosenka, taka wiesz. Na, na nanana?-zaproponował Verdas, dziewczyna kiwnęła głową z zachwytem.
-Świetne.-uśmiechneła się.
-Wcale nie. Każdy głupi wie, że piosenka w reklamach muszą być rytmiczne.-wybił rytm o powierzchnię fortepianu.-musi wchodzić w ucho, żeby później chodziło po głowie.-zdezorientowana popatrzyła na obu chłopaków zajętych wymienianiem wściekłych spojrzeń. Komu przyznać rację.
-A wiecie, że oboje macie rację. To musi być szybka rytmiczna piosenka. Taka wiecie.-zapisała kilka słów na kartce.
-Dałbym takie słowa: Studio On Beat, Studio On Beat. Oczywiście jako refren.
-Nieźle.-poparła Leona. Szybko notując.
-No bez przesady. Od kiedy z niego taki ekspert od reklam!-uniósł brwi.-mam lepszy refren. On Beat, On Beat, On Beat! Lepiej?-uśmiechnął się z triumfem.
-Jasne.-włoszka odrazu poprawiła tekst.
-Widzisz kto tu rządzi.-spojrzał na argentyńczyka.-jesteś zwykłym frajerem.-założył ręce na piesi i zbliżył się do niego.
-Ej! Ej! Marco! Chyba nie zamierzasz się tutaj bić?-zdziwił się szatyn.
-Teraz mi jeszcze będziesz mówił co nam robić?!-wypiął dumnie pierś.
-Marco! Co ty robisz?-głos włoszki, uświadomił go, o ciągłym przebywaniu tutaj dziewczyny. Pociągnęła go za ramię na bok.-Co się z tobą dzieje?!
-Nic.-spojrzał w kierunku Verdasa.-nie mam ochoty tutaj przebywać. Przepraszam.-przekroczył próg klasy. Po chwili go już nie było.
***
Dzisiaj szedł do Studio na późną godzinę. Jego sen przerwał przeszywający dźwięk dzwonka. Doskonale wiedział, że Mary nie wstanie zsunął się z łóżka, ubrał spodnie leżące obok i niedbale zarzucił wymiętoloną koszule. Zwlukł się na dół po schodach i ruszył do drzwi. Przeczesał dłonią gęste włosy i energicznie pociągnął za klamkę. Zdziwiny popatrzył na osobę za drzwiami.
-Ludmiła?! Co ty tu robisz?
-Przyszłam do Mary.-uśmiechneła się.
-Mary jeszcze śpi.-odpowiedział krótko.
-Byłyśmy umówione na tą godzinę.-popatrzła na zegarek.
-Już! Już idę!-na schodach pojawiła się młoda dziewczyna.-Fede wpuść ją, a ja się przebiorę.-włoch westchnął głośno i otworzył szerzej drzwi.
-Proszę.-uśmiechnął się sztucznie, wypuszczając ją do domu. Ruszyli cicho w stronę kuchni, chłopak podszedł do lodówki i wyjął karton soku.
-Chcesz coś do picia?-przyjrzał się blondynce rozglądającej się po pomieszczeniu.
-Tak chętnie.-na te słowa wyjął dwie szklanki i napełnił je.
-Proszę.-postawił napój przed dziewczyną.
-Dziękuję.-uśmiechneła się, a on zasiadł po drugiej stronie stołu.
-Tooo, jak ci się ostatnio podobało?-argentynka zdziwiona pytaniem o mało co się nie zakrztusiła sokiem.
-Tak trochę nie moje klimaty. A tobie?-przyjrzała mu uważnie.
-Trochę głośno. Szału nie było.-uśmiechnął się.
-Tak to prawda.-zaśmiała się.
-Może następnym razem, pójdziemy tam gdzie żadne z nas nie chodzi. Trochę poodkrywamy świata.
-Chętnie spróbuję.-uśmiechneła się, a do kuchni weszła Mary.
-Już jestem.-spoglądała to na brata to na koleżankę.-idziemy do pokoju? Czy siedzimy tutaj?-spojrzała na Ludmiłę.
-Możemy zostać tutaj.
-Okejjj! To ja idę się uszykować się do studia.-wstał i gdy mijał się z siostrą szepnął jej przez ramię.-grzeczna bądź.
***
Wszedł na tor poprawiając rzemyk torby na ramieniu, rzucił plecak w kąt i podszedł do namiotu technicznego. Zdziwił się kiedy zobaczył w środku Castillo.
-Co ty tu robisz?-założł ręce na piersi.
-Czekam na ciebie. Chciałam porozmawiać.-podeszła bliżej.
-A mamy o czym?-pozostawał nie wzruszony.
-Leon ja...-przerwał jej.
-Nie. Przestań wymyślać jakieś bzdury, a lepiej pokaż, że się zmieniłaś.-wyszedł z namiotu zostawiając ją samą. Chwyciła torebkę i ruszyła do wyjścia z toru.
-Ale jak?-wyszeptała przez łzy i usiadła na ławce.
-Pozwól, że znów to powiem. A nie mówiłem?-przeskoczył przez oparcie ławki.
-A to ty, Diego.
-Też się cieszę, że cię widzę.-uśmiechnął się szyderczo.
-Przepraszam, miałam gorszy dzień.-oparła głowę o ręce.
-Zauważyłem, że ostatnio często miewasz takie dni. Myślałaś nad tym co ci mówiłem? Wybrałaś?-rozłożył się na ławce.
-To wcale nie jest takie łatwe.-masowała skronie.
-Ale im dłużej będziesz czekać tym będzie gorzej. Jeśli nie wybierzesz, stracisz wszystkich. Bo jeśli będziesz uganiać się za Verdasem to nic tym nie wskurasz. On nie wróci, puki mu nie udowodnisz, że się zmieniłaś. A jeśli będziesz się za nim uganiać to zaniedbasz przyjaciół.-podniósł się z ławki i ruszył przed siebie.
-Diego!- zawołała, na co odwrócił się z uśmiechem.
-Co?
-Dziękuję.-spojrzała na niego.
-Nie ma za co.-skręcił w pierwszy lepszy zaułek, zostawiając ją samą.
***
Siedzieli wtuleni w ogrodzie, jedząc lody owocowe. Uwielbiał takie dni, pochodził z Brazylii, gdzie takie gorączki były normą
-Jak ci się podoba?-spytał otwierając kolejny kubek lodów i podsuwając jej.
-Jest świetnie.-uśmiechneła się do chłopaka i zanurzyła łyżeczkę w kubku.
-Cieszę się, że ci się podoba. Lubię, jak się uśmiechasz.-włożył kawałek loda do ust. Zaśmiała się melodyjnie.-Idziemy gdzieś?
-Jasne.-zastonowiła się.-chociaż czekaj. Nie, nie mogę. Umówiłam się Fran i Leonem. Mieli jeden dodatkowy bilet na koncert.
-Co?! Wolisz iść z tym całym Verdasem, niż ze mną?-oburzył się.
-O co ci chodzi?! Już nie mogę wyjść z przyjaciółmi?!-zdziwiła się.
-Oczywiście, że możesz wychodzić z przyjaciółmi, ale nie z Leonem!-wykrzyczał.
-Leon to też mój przyjaciel!-chwyciła torebkę i wybiegła z ogrodu chłopaka.
***
Westchnął głęboko i zdjął z głowy czapkę, wachlując się daszkiem. Dzisiejszy dzień był upalny, powinien być teraz na jakiejś imprezie z klimatyzacją, a nie tkwić w szkole. Niestety jego przyjaciółki ostatnio coraz częściej porzucały go na pastwę losu. Wszyscy mieli coś do roboty, tylko on bez jakiego kolwiek zajęcia bądź towarzystwa. Wszedł sali Beto, gdzie zobaczył hiszpankę wcale nie przejmującą się upałem, siedziała jakby nigdy nic na parapecie, wygrzewając się w popołudniowym słońcu.
-Gorąco, nieprawdaż?-podszedł bliżej.
-Wiedzę, że ktoś tu nigdy nie był w hiszpani.-uśmiechnęła się jednak po chwili mina jej zrzedła.-co chcesz?
-Nic. Tylko ostatnio, coraz więcej osób ma jakieś zajęcie, a ja czuje się samotny.-przyjrzał się jej zdegustowanej twarzy.
-Ale to chyba nie mój problem?-zauważyła sprytnie.
-Czemu ty taka jesteś? Myślałem, że to my jesteśmy ci "źli", a nie wy.-oparł się o biurko nauczyciela.
-I właśnie dlatego taka jestem. Nie chcę mieć doczynienia z ludźmi takimi jak wy.-rzuciła oschle.
-Takimi czyli?-niezbyt zrozumiał.
-Fałszywymi, zdemoralizowanymi, aroganckimi, zakłamanymi, bawiących się cudzym kosztem. Wymieniać dalej?-chwyciła zeszyt i wyszła. Został sam, jej słowa go... zabolały? Tak, chyba tak. Po części to była prawda, po części ubarwione. Nie miał siły jej się sprzeciw wstawić. Może czas się zmienić? Puki nie jest za późno, chyba nie chciałby podzielić losu Violetty...
***
Hej, hej ;)
Jak podoba wam się nowy wygląd bloga? ;) który lepszy? :*
czwartek, 22 maja 2014
Rozdział 9
- No dobra... Niech ci będzie. - ujęła wyciągniętą przez włocha dłoń. Uśmiechnął się zwycięsko.
- To, może zrobimy tak... - patrzyła na niego z uwagą, obejmując wzrokiem całą twarz. - Najpierw, zrobimy to co ja lubię. Potem ty zaproponujesz coś, co lubisz i to zrobimy. Dobrze? - skończył Federico, a ona niemrawo kiwnęła głową. Ferro wyrwania z fantazji, starała się za wszelką cenę przypomnieć sobie propozycję bruneta.
- To co, gdzie? - spytała niepewnie. Zamyślił się na chwilę. Po minucie przystanął i uśmiechnął się.
- Na koktajl i na spacer do parku. Co myślisz? - chłopak uniósł brwi. Pokiwała energicznie głową, ale przez myśl przemknęło jej: "ale nudziarz". Szybko jednak skarciła się, za to. Nie chciała myśleć o nim źle. Ale czy Federico, miał dobre intencje? Czy Ludmiła jest niebezpiecznie blisko tej znajomości? - A ty co byś chciała robić? Co lubisz? - z myśli wyrwał ją głos kolegi. Zająknęła się, a potem zasłoniła usta dłonią.
- Może... Wieczorem pójdziemy do klubu? - to było jedyne, co jej przyszło do głowy. W myślach krzyczała, że nie potrafiła wymyślić czegoś innego, ale było już za późno. Włoch uśmiechnął się.
- Okej, to chodźmy. - pociągnął ją za rękę i tak się zaczęło ich pełne wrażeń popołudnie.
***
Francesca wchodząc do studio trzasnęła drzwiami, zwracając tym uwagę większości uczniów. Od razu podbiegł do niej meksykanin. Zignorowała go, unosząc głowę i omijając szerokim łukiem.
- Fran! - zawołał Marco. Miał nadzieję że uda mu się coś zmienić w zachowaniu przyjaciółki. Brunetka jednak, nie zareagowała na swoje imię, ponieważ wiedziała przez kogo zostało wypowiedziane. Tavelli uderzył pięścią w swoją szafkę, a dziewczyna obok niego rzuciła mu dziwne spojrzenie. Wzruszył ramionami.
- No co? Zdenerwowałem się. - wyjaśnił zirytowany. Zrezygnowany spojrzał w stronę włoszki, która rozmawiała teraz z Leonem. Westchnął głęboko i odwrócił się od pary plecami.
- Nie, to nie. Kiedyś jej przejdzie. - szepnął do siebie ruszając do auli. W tym momencie, Francescę opuścił Verdas, więc ukradkiem spojrzała na Marco. Widząc, że odszedł i odpuścił, wzięła oddech, jakby nie oddychała, przez parę minut.
- Nie odezwę się, najpierw musi przeprosić. - postanowiła. Następnie trzasnęła drzwiczkami od szafki i udała się na zajęcia.
***
Wieczorem Violetta siedziała sama przy stoliku, bawiąc się słomką od drinka. Wcale nie chciała tu przyjść, ale Ferro bardzo nalegała. W tym momencie do klubu weszła jej przyjaciółka, w towarzystwie włocha. Szatynka, aż zaksztusiła się pitym napojem. Ludmiła przeprosiła chłopaka i usiadła naprzeciw Castillo.
- Co tu robisz z Federico? - spytała Violetta opanowując napad kaszlu. Zaśmiała się nerwowo.
- Długa historia, ale nie o tym chciałam z tobą pogadać. - popatrzyła jej prosto w oczy.
- To o czym? - zapytała trochę zdenerwowana szatynka. Jej przyjaciółka założyła ręce ma pierś.
- Leon. - powiedziała tylko blondynka. Castillo wzdrygnęła się na dźwięk tego imienia. - Co jest między wami? - spytała twardo. Violetta złapała się za głowę.
- Byliśmy przyjaciółmi. - odparła tylko. Ferro zmierzyła ją wzrokiem.
- Byliście? - spytała dla pewności. Szatynka kiwnęła głową. - No to co. Czemu rozpaczasz?! Masz mnie, Maxiego! A może ty coś czujesz? - zapytała podejrzliwie Ludmiła. Dziewczyna szybko pokręciła przecząco głową. - To co ci jest? Przecież znajdziesz innych przyjaciół! To tylko jakiś jeden zwykły Leon. Nie rozumiem cię! - krzyknęła i odeszła. Castillo wzięła duży łyk napoju alkoholowego i spuściła wzrok na czubki swoich butów.
***
- Cześć, Cami. - powiedział jej chłopak wchodząc do dali muzycznej. Ruda oderwała wzrok od partytury i spojrzała na niego.
- Broadway! Stęskniłam się! - krzyknęła rzucając mu się na szyję. Zaśmiał się.
- Ja też. - odparł przytulając ją do siebie. Usiadła na jednym z krzeseł, a on naprzeciwko niej.
- Wiesz, nadal myślę, że trzeba pomóc Leonowi. - oświadczyła Torres. Brazylijczyk westchnął.
- Kochanie, już ci mówiłem co o tym sądzę. - odparł. Zacisnęła pięści.
- Czyli co? Uważasz, że jestem bezmyślna i głupia? - spytała zdenerwowana. Złapał ją za ramiona.
- Ależ oczywiście, że nie. - pogładził ją po materiale sukienki. - I ślicznie marszczysz nosek, gdy się denerwujesz. - pstryknął ją palcami w nos.
- Ooo... Broadway. - rozczuliła się, ale zaraz potem przybrała poważną minę. - Próbujesz odbiec od tematu! - założyła ręce na pierś.
- Wcale nie! - bronił się. Zaśmiała się ironicznie.
- Nie na pewno! To co sądzisz o moim pomyśle? - spytała zdenerwowana rudowłosa. Jęknął z bezradności.
- Pamiętasz jak komponowałem piosenkę? Jest dla ciebie. - wyznał, a ona dotknęła jego dłoni.
- Skarbie, napisałeś dla mnie piosenkę? - zapytała z niedowierzaniem. Potem jednak puściła jego rękę i umieściła dłonie na biodrach. - Kłamiesz! - stwierdziła. Broadway podszedł do niej i uśmiechnął się.
- Może pójdziemy na randkę? Żeby się odstresować. - zaproponował. Usmiechnęła się delikatnie, prawie niezauważalnie. Potem jednak uderzyła go w ramię.
- Znów uciekasz od tematu! - krzyknęła tupiąc nogą. Już odchodziła, gdy o czymś sobie przypomniała. - Ale na randkę pójdziemy. - oznajmiła Camila i wyszła ze studio.
***
Następnego dnia Maxi wszedł do studio, gdzie znów zastał ten sam obrazek. Fran i Leon rozmawiający, a Marco patrzył na nich pustym wzrokiem. Za parą biegała Castillo, która wymachiwała rękami. Niedaleko Federico i Ferro kłócący się na środku korytarza. Brazylijczyk ze swoją dziewczy ną kłócili się i śmiali na przemian. Westchnął, a później odwrócił głowę. Uśmiechnął się, kiedy ujrzał hiszpankę w rogu pomieszczenia. Ponte pewnym krokiem podszedł do dziewczyny. Usiadł obok niej i wyjął słuchawki z jej uszu. Zirytowana przeniosła na niego wzrok.
- Czego chcesz? - warknęła Natalia. Uśmiechnął się chytrze.
- Spędzisz ze mną popołudnie, to ci oddam. - uniósł dłoń i pokazał odtwarzacz mp3.
- Oddaj. Mi. Moją. Rzecz. - wycedziła przez zaciśnięte zęby.
- Musisz spędzić ze mną popołudnie. - odparł brunet wzruszając ramionami. Dziewczyna wzięła parę głębokich oddechów.
- To jest w tobie najgorsze. W was wszystkich. Nic nie potraficie załatwić bez siły. Nic, po prostu nic, nie możecie zrobić ugodowo. Wszystko musi być po waszej myśli! - wrzasnęła i wyrwała mu odtwarzacz z ręki. Jej słowa wstrząsnęły nim. Brunetka odbiegła zostawiając go oszołomionego.
poniedziałek, 19 maja 2014
Rozdział 8
-Leon! Leon!-krzyczała argentynka biegnąc za chłopakiem.
-Nie chce z tobą rozmawiać!-odwrócił się zdenerwowamy.
-Ale błagam cię ja chce tylko...
-Przeprosić, tak wiem, ale ja nie chce twoich przeprosin. Miałaś już moje zaufanie, szansę, ale mnie oszukałaś i je straciłaś. Nie będe wysłuchiwał twoich kłamstw.
-Ale ja nie wiem, czy kłamałam.-zdziwiny objechał ją wzrokiem.-Ja nie wiem przy kim jestem sobą. Przy tobie czy przy nich. Błagam pomóż mi.-w jej oczach zobaczył łzy.
-Nie! Dość!-krzyknął odbiegając. Dziewczyna otarła mokre policzki i wsiadła do auta. Trzasnęła drzwiami czerwonego kabrioleta i krzyknęła głośno. Sama nie wiedziała co myśleć... Czy to wszystko ma jeszcze sens, przy Leonie, czuła coś niezwykłego. Wtedy zapomniała o wszystkich problemach, była miła nie myśląc o tym. To samo z niej wypływało, poprostu była szczęśliwa. Nie miała zamiaru nikogo skrzywdzić, a tym bardziej jego. Przetarła ręką pod okiem, rozmazując makijaż. Chwyciła kluczyk i przekręciła go w stacyjce. Nie zapalił. Czy wszystko musi być przeciw niej? Spróbowała jeszcze raz, wkońcu. Zamknęła dach i oparła głowę o zagłówek, ubrała ciemne okulary zasłaniające resztki makijażu. Przycisnęła pedał gazu i dążącymi dłońmi chwyciła kierownicę. Naszczęście tor motocrossowy był niedaleko. Victor, czekał już przed wjazdem.
-Masz, dzisiaj twój szczęśliwy dzień. Możesz prowadzić.-rzuciła młodszego brata kluczykami swojego auta i szybko podreptała w korkach po chodniku. Wsiadła z drugiej strony samochodu. Młody patrzył na nią zdziwiny po chwili się uspokoił i wsiadł za kierownicę. Dziewczyna oparła głowę o szybę i przygryzła paznokieć obserwując swoją twarz w lusterku. Powoli ruszyli.
***
Weszła zdenerwowana do Studio, Castillo znowu ją wystawiła. Znowu biegała za tym całym Leonem, Ludmiła kompletnie jej nie rozumiała. Ile można biegać za jednym facetem? Blondynka nigdy nie była stała w związkach. Otwarła czarną torebkę szukając komórki. O nie po drugiej stronie korytarza stał ten durny włoch. Gdyby nie jej duma już dawno pozbyłaby się Mary i miałaby święty spokój. Jednak Ferro była istotą strasznie upartą i lubiła postawić na swoim. Wyjęła telefon i wybrała numer do Ponte... Sekretarka, no super westchnęła głośno i usiadła na ławce, popierając twarz o dłonie. Ktoś usiadł obok, podniosła wzrok, to znowu ten bufon. Już otwierał usta, żeby coś jej powiedzieć, kiedy przyjrzał jej się dokładnie. Zmarszczył brwi.
-Coś się stało?-spytał dość miłym tonem, nawet miał dość przyjemną barwę głosu, kiedy nie wrzeszczał, odrazu się skarciła w myślach.
-Nawet jeśli to chyba nie twoja sprawa.-spojrzała na niego kątem oka, był całkiem inny... Jego wyraz twarzy, nie był już taki nerwowy i obojętny.
-Nie byłem miły, ale to z troski o młodszą siostrę. Nie jestem takim potworem, daj sobie pomóc.-uśmiechnął się niepewnie.
-Nic się nie stało.-odpowiedziała szybko.
-A gdzie masz przyjaciół?-rozejrzał się po holu.-A więc o to chodzi... Wiesz, jeśli chcesz to ja mogę spędzić z tobą popołudnie.-wyciągnął do niej dłoń i poderwał się z ławki. Popatrzyła to na chłopaka, to na jego rękę. Nie wiedziała czy się zgodzić...
***
Ponte poprawił daszek czarnej czapki i rozejrzał się jeszcze raz po holu, nikogo nie było... Ani Ludmiły, ani Federico, pewnie znów się kłócą, nie widział też nigdzie Castillo, ta z koleji goni za Leonem. Ta ruda i ciemnoskóry wyszli ze szkoły trzymając się za ręce. Ci to dopiero mają sielankę. Diego właśnie wychodzi... Marco z tą włoszką w sali Beto, pewnie jakąś grubsza rozmowa. No i ostatnia, ale wcale nie najmniej ważna, Natalia. Siedzi na parapecie, czyta książkę. Nie dokońca pewien ruszył w jej kierunku. Maxi nie był taki jak dziewczyny z jego paczki, nie był przeciwko wszystkim, nie sądził, że ktoś jest od niego gorszy. Poprostu trzymał się swojej paczki, ale że też nie był z grupy samotników, szukał towarzystwa gdzie popadnie. Nie lubił samotności, był jednak uparty i arogancki. Zatrzymał się w połowie drogi i rozejrzał uważnie. Nikogo innego nie ma, z wielkim bólem serca podszedł do dziewczyny i przerwał wykonywaną czynność, która najwidoczniej pochłaniała ją bez reszty. Usiadł na brzegu ławki i odkaszlnął. Podniosła wzrok z nad książki, jednak nie na długo ponieważ odrazu po zobaczeniu twarzy powróciła do lektury.
-Masz zamiar mnie ignorować?-zwrócił jej uwagę.
-Przyjaźnimy się?-zapytała bez ogródek. Zdziwiony przyglądał się jej.
-Nieee?
-No właśnie, nie. Więc nie muszę poświęcać ci czasu.-spuściła wzrok do pilku kartek, wracając do poprzedniego zdania.
-Co nie znaczy, że nie możemy się poznać.-uśmiechnął się z triumfem, po raz kolejny odkrywając jej wzrok od tekstu. Westchnęła głośno i zamknęła z hukiem książkę.
-Ja lepiej pójdę poczytać gdzie indziej.-zerwała się z miejsca zostawiając go samego.
-Wiem, że mnie ubóstwiasz i się wstydzisz.-wybiegł za nią.
-Jeśli naprawdę chcesz się zakolegować to zmień te aroganckie teksty.-wrzuciła rzeczy do auta, po czym sama wsiadła zostawiając go samego na pustym parkingu.
***
-Fran! Przestań! Ja bym nie ufał temu całemu Verdasowi.
-Bo?-zdziwiła się unosząc brwi.
-To jasne, że ktoś kto zadawał się Castillo nie może być godny zaufania.-odpowiedział zadowolony z sensownego argumentu.
-No właśnie! Za-da-wał! Ale już się nie zadaje.
-Jesteś tego pewna?! Może to jakiś spisek?
-Marco, trochę wiary w ludzi.-pozbierała partytury z biurka.-pozatym on sam został oszukany i potrzebuje naszej pomocy.
-Błagam Fran, nie ufaj mu.-spojrzał jej głęboko w oczy.
-Ale Marco! O co właściwie ci chodzi?!-po tym pytaniu zamarł. Sam nie wiedział, poprostu był przeciw Leonowi. Obejrzał dokładnie włoszkę oczekującą na odpowiedź, zaczynało robić się nie swojo. A może on coś do niej czuje? Nie to nie możliwe... Szybko się skarcił, nie mógł nic do niej czuć. Przyjrzała mu się z większą uwagą. Czyżby się domyślała?
-Sam nie wiem.-wykrzyczał szybko i wybiegł z sali. Zdezorientowana dziewczyna spojrzała w drzwi przez które wybiegł przed chwilą. Co się z nim dzieje? Dziwne...
czwartek, 15 maja 2014
Rozdział 7
- No nareszcie, Viola musimy iść! - blondynka pociągnęła przyjaciółkę za rękę. Po chwili wszyscy siedzieli w samochodzie Ludmiły. Castillo i Mary z tyłu, a Ferro i Maxi z przodu. Oczywiście właścicielka auta prowadziła.
- Maxi, poprowadzisz, bo ja chcę wypić? - zapytała przekręcając kluczyk w stacyjce. Ponte się zaśmiał.
- Nie ma mowy. - uśmiechnął się brunet. Westchnęła.
- No to co? Ja nie będę wracać taksówką! - sprzeciwiła się blondynka. Szatynka odezwała się po raz pierwszy:
- Ja mogę. - wzruszyła ramionami. Wszyscy spojrzeli na nią zdziwieni. - No co? Nie mam ochoty. - wytłumaczyła Violetta i odwróciła głowę w stronę okna.
***
Verdas siedział w sali muzycznej i grał przypadkowe akordy na gitarze. Do pomieszczenia z impetem wpadła włoszka.
- Patrz! - krzyknęła wskazując na kartkę, którą trzymała. - Wiesz co to jest? - spytała wesoło Francesca. Szatyn zmarszczył brwi.
- Partutura? - odpowiedział pytaniem na pytanie. Odłożył gitarę i stanął na przeciwko niej. Dziewczyna pokręciła głową na boki.
- Prawie. To jest partutura mojej nowej piosenki! - oznajmiła i zaczęła tańczyć naokoło przyjaciela. Leon spojrzał na nią dziwnie. - Nie mogłam jej skończyć przez miesiąc, a teraz... Bum! I się udało. - ciągnęła brunetka, nie przestając tańczyć. - Musimy to uczcić! - zarządziła zatrzymując się na przeciwko niego.
- Jak? - zapytał chłopak unosząc brwi. Włoszka zastanowiła się chwilę.
- Pójdziemy do klubu. Na jednego drinka. Wiem, że nie pijesz i ja też nie, ale tylko na malutkiego. Takiego tyci, tyci, tyci. - pokazała gestem. Verdas westchnął zrezygnowany.
- No dobra, na jednego. - przystał na propozycje. Francesca podskoczyła z radości.
- Idziemy do klubu! - powiedziała do siebie wesoło. W drzwiach natknęli się na Marco.
- Gdzie idziecie? - spytał zakładając ręce na pierś. Meksykanin nie słuchał ich rozmowy, więc tego nie wiedział.
- Do klubu. - Leon wzruszył ramionami. Brunet zmierzył ich wzrokiem.
- Najpierw zabierasz nam przyjaciółkę i odciągasz od nas, a teraz sprowadzasz ją na złą drogę?! Od razu jak zobaczyłem cię z Castillo, wiedziałem że będą z tobą kłopoty! - krzyknął rozgniewany. Szatyn spojrzał na niego zdziwiony.
- Ale ja nie robię nic złego. - odparł spokojnie. Tavelli zaśmiał się ironicznie.
- Tsa jasne, a ja to z krainy krasnoludków. Jeśli coś jej zrobisz... - zaczął mu grozić podchodząc do Leona. Tamten uniósł ręce w geście obronnym. Dziewczyna stanęła pomiędzy nimi.
- Marco, Leon nie robi nic złego. Sama zaproponowałam wyjście do klubu. - wyjaśniła i zirytowana opuściła z Verdasem budynek studia. Meksykanin został sam. Przeklnął pod nosem i poszedł za przyjaciółmi na dyskotekę.
- Przepraszam, cię za niego. - powiedziała Francesca, gdy byli sami.
- Nic się nie stało. - machnął ręką.
***
Usiadła przy stoliku i zamówiła piwo bezalkoholowe. Spojrzała na rozbawioną blondynkę, która podrywała kolejnego chłopaka. Violetta westchnęła głośno. Ciągle zastanawiała się nad słowami hiszpana. "ale radzę ci się zastanowić, kogo wybierasz. Verdasa czy Ferro i Ponte. Bo jak to mówią wszystkiego mieć nie można." Leon, był dla niej odskocznią od wszystkiego. Przy nim zatrzymywał się czas. Zaś, Maxi, Ludmiła... Dzięki nim wolny czas został wypełniony zabawą, rozrywką. Uwielbiała chodzić z nimi na imprezy. Oparła łokcie o stół i spuściła głowę. Castillo rozejrzała się po pomieszczeniu. Rozpromieniła się na widok pary, która właśnie weszła do klubu. Z hukiem wstała od stołu.
***
- Federico, nie! - Ludmiła po raz kolejny próbowała się uwolnić od włocha.
- Odwalcie się od Mary. - wycedził przez zęby. Machnęła ręką.
- Ja za nią nie łaziłam i nie prosiłam, żeby do nas dołączyła. - wyjaśniła blondynka. Federico krzyknął coś niezrozumiale, na co się skrzywiła. Potem zaczęli się przekrzykiwać. Dziewczyna przestała, gdy zobaczyła obok przyjaciółkę i Verdasa.
- Violetta, koniec. Mam dość twoich kłamstw! - krzyknął szatyn i szybkim krokiem odszedł. Violetta podążyła za nim.
- Ale Leon!... - wrzasnęła goniąc go. Ferro zmarszczyła brwi.
- Wiesz kto to jest? - mruknęła do włocha, pokazując na Verdasa.
- Leon, niedawno dostał się do studia. - wyjaśnił, a ona kiwnęła głową.
- A co ma do Violetty? - zadała kolejne pytanie unosząc brwi. Federico przyjrzał jej się dokładnie.
- Ponoć, zanim dostał się do studia przyjaźnili się, a teraz on nie chce mieć z nią nic wspólnego. Pewnie wiesz dlaczego. - wzruszył ramionami i zostawił Ludmiłę samą. Pokręciła z dezaprobatą głową i zamówiła kolejnego drinka.
***
Rudowłosa dziewczyna mocniej wtuliła się w tors swojego chłopaka.
- Cieszę się, że przyszliśmy. - szepnęła tak cicho, by nie przeszkadzać innym widzom w kinie.
- Ja też się cieszę, że jestem tu z tobą. - odszepnął Broadway i musnął jej policzek. Torres zarumieniła się. Oczywiście nie uszło to jego uwadze. - I ślicznie się rumienisz. - dodał. Zawstydzona Camila przeniosła wzrok na ekran.
- Dziękuję. - odezwała się po chwili. Zaśmiał się.
- Chcesz popcornu? - zapytał podsuwając jej przekąskę pod nos. Z obrzydzeniem odsunęła ją z przed twarzy.
- Chcesz, żebym była gruba? - krzyknęła na niego szeptem. Uśmiechnął się.
- I tak będziesz piękna. - odparł. Nie zważał na wszystko, po prostu ją kochał. Ona kochała jego. Nic inne się nie liczyło. Tego potrzebowała najbardziej, jego miłości. On dokładnie tak samo. Dlatego to niezwykłe uczucie jest piękne.
poniedziałek, 12 maja 2014
Rozdział 6
Poprawił rzemyk torby i pchnął szklane drzwi, ściągając ciemne raybany. Kilka kroków w przód, zobaczył Castillo, odwrócił wzrok i minął ją wchodząc do holu z szafkami.
-Co jest znowu?-zapytała włoszka zamykając jedną z nich.
-Jak zwykle. Violetta. Nie rozumiem jak mogłem dać cię tak oszukać.-przetarł dłonią skroń.
-Nie martw się. Oni potrafią zmanipulować ludźmi.-uśmiechnęła się.-można powiedzieć, że to ich hobby.
-Nie pocieszyłaś mnie. Nie miałem najmniejszego pojęcia, że w moim życiu jest tyle kłamstwa i obłudy. Ale ja byłem głupi.
-Co ty to tak przeżywasz?-zdziwiła się włoszka.
-Sam nie wiem, chodź idziemy.-wyszli na korytarz, od razu podbiegła do nich Violetta.
-Leon! Leon, to nie tak jak myślisz.-wytrwale szła za chłopakiem, zdenerwowany odwrócił się.
-A jak?! No wytłumacz!-wykrzyknął, nic nie odpowiedziała, tylko spuściła wzrok na buty.-Tak, jak myślałem.-odszedł z włoszką zostawiając ją samą na środku korytarza.
***
-Federico! Nie! Mówię ci, że nie wyrzucę Mary! Jak będzie chciała to sama odejdzie!-krzyknęła zdenerwowana blondynka przyśpieszając kroku.
-Ale czemu akurat ona? Nie mogliście wybrać kogoś innego?-włoch nie odpuszczał.
-Sama chciała, to wszystko jest dobrowolne. Musi trochę zaszaleć! A nie tak jak braciszek, całe życie na kanapie z tą nudną paczką.-zaśmiała się.
-Ludmiła! Nie przeginaj! Jesteś na tyle odpowiedzialna, żeby opiekowała się moją siostrą! Ty nawet o siebie nie umiesz zadbać!-machnął ręką i odszedł, ona odetchnęła z ulgą. Nareszcie cisza i spokój. Weszła do studio rozglądając się za Ponte lub Castillo. Zauważyła Violette, stała na środku korytarza. Szybkim krokiem podreptała do przyjaciółki i objęła ją ramieniem.
-Ej! Co się dzieje? Dzisiaj kolejna impreza.-Ferro uśmiechneła się, ale zauważyła, że tej drugiej wcale się nie polepszyło.
-Ludmiła ja chyba dzisiaj podziękuję.
-Ale o co chodzi? Chyba nie o tego chłopaka z którym się wczoraj kłóciłaś?-blondynka zmarszczyła brwi, ale nie doczekała się odpowiedzi.-czyli, a jednak. Może wyjaśnisz mi łaskawie co się stało?
-Nie teraz.-wyswobodziła się z uścisku przyjaciółki i odeszła. Zostawiając Ludmiłę samą, stała zdziwiona, aż usłyszałyszała krzyk z drugiego końca korytarza.
-Ja jeszcze z tobą niema skończyłem.-zawołał wściekły włoch, ona przewróciła bezradnie oczami.
***
Minął się z Violettą we wejściu , odwrócił się zdziwiony w jej kierunku, zobaczył, że wsiada do auta. Ktoś tu miał ciężki poranek. Rozejrzał się na około. Ferro kłócąca się z Federico, Marco wgapiony w włoszkę pocieszającą Leona, Camila obściskująca się z Brodwayem, wszyscy jakoś zajęci, a on stoi sam na środku korytarza. Ponte poprawił energicznie czapkę i zauważył jeszcze jedną postać. Była sama, siedziała w kącie czytając jakąś książkę. Nigdy wcześniej nie zauważył, że była taka cicha i skryta. Jedna wielka tajemnica, zrobił krok w przód. To faktycznie ona, ciemna bujna fryzura, aż wstyd mówić, ale nie był pewny jej imienia. Imię tej włoszki też wypadło mu z głowy. Jakoś nigdy się tym nie interesował. Musiał sobie odświeżyć pamięć. Podszedł do Meksykanina stojącego przy tablecie i udającego, że słucha muzyki, jednak widać było, że interesuje go tylko para przy oknie, którą natarczywie obserwował kątem oka.
-Siema.-klepnął go w plecy.-Marco. Prawda?
-Tak.-odpowiedział nie przytomny.
-Posłuchaj tego. Ponoć nie złe.-podał mu pudełko z płytą.
-Co? A tak. Dzięki napewno posłucham.-nerwowo się zaśmiał.
-Mam pytanie. Jak ta włoszka ma na imię?-zapytał nie pewnie.
-Francessca.
-Aha, a ta hiszpanka?-wskazał na dziewczynę w kącie czytająca książkę.
-Natalia.
-Yhym-stwierdził z zaciekawieniem.-A ten taki chłopak obok tej włoszki. Ten nowy.
-Leon.-powiedział lekko wkurzony.
-Dzięki bardzo.-poklepał go po plecach.-Aa! I jeszcze jedno. Pogadaj z nią, a nie gapisz się jak głupi. Później może być za późno.-puścił mu oczko i odszedł.
***
Zdenerwowana Castillo trzasnęła drzwiami czerwonego kabrioleta i ruszyła w stronę toru. Rozejrzała się uważnie szukając młodszego brata.
-Victor!-krzyknęła mawiając mu dłonią.
-Co?-podbiegł do niej jak najszybciej.
-Tata kazał cię odebrać. Leć się przebrać.
-Okej.-odbiegł w stonę przebieralni. Przed dziewczyną pojawił się Diego, usiadł na barierce i zaczął monolog.
-Wiedziałem, że tak to się skończy.-uśmiechnął się smutno.-ale jeszcze nie wszystko stracone.
-Co niby mogę zrobić?!-krzyknęła, a chłopak spuścił wzrok na czarne trampki.-Nic.
-Nie ma sytuacji bez wyjścia.-ożywił się nieznacznie.-zawsze jest jakieś wyjście.
-Czyli jakie?-spojrzała mu w oczy.
-Tego jeszcze nie wiem.-wzruszył ramionami.-ale radzę ci się zastanowić, kogo wybierasz. Verdasa czy Ferro i Ponte. Bo jak to mówią wszystkiego mieć nie można.-spuściła wzrok, bawiąc się zamkiem przy rękawie skórzanej kurtki.
-Ja nie wiem.-odparła nie śmiało.
-Zastanów się przy kim ujawnia się prawdziwa Violetta.-zostawił ją samą. Starła samotną łzę z policzka.
-Jedziemy?-zapytał młody Castillo.
-Tak.-ścisnęła mocniej kluczyki w dłoni.
-Wszystko w początku?-zapytał Victor poprawiając torbę na ramieniu.
-Tak, lepiej już jedźmy.-otwarła drzwi i wsiadła do auta. Przekreciła kluczyk i kurczowo złapała za kierownicę.
czwartek, 8 maja 2014
Rozdział 5
- Leon Verdas. Twoja kolej! - zawołał mężczyzna. Szatyn podniósł się z miejsca i wszedł do sali za nauczycielem. Tamten stanął przed nim i pokazał układ. Verdas patrzył uważnie i skupiał się na każdym detalu. Nie był już tak zestresowany, ponieważ musiał wcześniej zdać egzamin ze śpiewu i gry na instrumencie. Sądził, że poszło mu nieźle. Następnie Gregorio włączył muzykę i usiadł koło innych nauczycieli, Beto i Pablo.
- Powtórz ten układ. - poprosił chłopaka, a ten pokiwał twierdząco głową. Po chwili muzyka przestała grać, a Leon spojrzał w stronę egzaminatorów.
- No, no... Nawet nieźle. - skomentował jeden z mężczyzn. Dyrektor placówki uśmiechnął się.
- Bardzo dobrze. Dziękujemy ci, wyniki będą popołudniu. - szatyn podziękował i opuścił salę. Poszedł do szatni i zmienił ubranie. Wyszedł ze szkoły i postanowił się przejść.
***
Violetta podeszła do tablicy ogłoszeń. Przejechała palcem po liście, by zobaczyć kto się dostał, a kto nie. Patrzyła na kolumnę "liczba punktów", aż w końcu zatrzymała się na jednym polu. Widniał tam napis "30/30". Zdziwiona Castillo przeniosła wzrok na imię i nazwisko właściciela punktów. Jej zdziwiona mina powoli zamieniała się w przerażenie.
- Leon Verdas. - przeczytała cicho. Zasłoniła usta dłonią. W jednej chwili poczuła, że ktoś dotyka jej ramienia. Odwróciła głowę w tę stronę. Skrzywiła się na widok Natalii.
- Czego chcesz? - warknęła szatynka w jej stronę. Perrdio cofnęła się na dźwięk jej głosu.
-Możesz się przesunąć? Chciałabym zobaczyć tablicę... - zająknęła się brunetka. Castillo zmierzyła ją wzrokiem.
- Nie widzisz, że czytam? - prawie krzyknęła. - Takie ofiary losu powinny ustępować ludziom na poziomie! Więc teraz cofnij się, bo czytam. - pstryknęła jej palcami przed nosem, a przestraszona hiszpanka udała się do toalety.
- A więc to tak! - Violetta wzdrygnęła się na tak dobrze znany jej głos. Szybko obróciła się i przybrała nerwowy uśmiech.
- Leon! Dostałeś się do studia! Gratuluję, co za niespodzianka! - rzuciła mu się na szyję, ale Verdas odepchnął ją.
- Dlaczego tak się odezwałaś do tej dziewczyny?! I jak ty wyglądasz?! - krzyknął poddenerwowany chłopak. Zestresowana zacisnęła wargi.
- No bo... - zaczęła mówić, ale przerwała jej Ludmiła, która właśnie do nich podeszła.
- Violu, wieczorem idziemy na imprezę! I możemy się upić, bo Maxi prowadzi! - oznajmiła zadowolona Ferro. - Idę powiedzieć Mary. - dodała blondynka i odeszła. Castillo puknęła się dłonią w czoło.
- Ja ci wyjaśnię! - mówiła szatynka błagalnie.
- Wiedziałam, że prędzej, czy później do tego dojdzie. - szepnęła rudowłosa do swojego chłopaka.
- Nie ma co wyjaśniać! Popatrz na siebie. Nie będę nazywał rzeczy po imieniu, ale dobrze wiesz co mam na myśli. - wycedził przez zęby Verdas.
- Ale Leon! - krzyknęła bezsilna dziewczyna, za odchodzącym przyjacielem. Szatyn odwrócił się.
- Wiesz co? Nie wiem jak mogłaś?! Myślałem, że jesteś inna, a tym czasem ty jesteś podła i wredna! - wrzasnął Leon i wyszedł ze studia. Violetta odwróciła się i ujrzała twarze wszystkich uczniów studia. Słyszeli, przemknęło jej przez myśl. Zacisnęła dłonie w pięści i opuściła placówkę.
- Brodway trzeba mu pomóc. - oznajmiła stanowczo Camila. Zdziwiony chłopak przeniósł na nią wzrok.
- Komu? - zapytał zdezorientowany. Westchnęła.
- No temu Leonowi... Żeby Castillo nie wcisnęła mu jakiejś ściemy. - wyjaśniła Torres. Jej chłopak skrzywił się.
- Wiesz... To chyba ich sprawa, nie? - zapytał niepewnie. Złapała się za głowę.
- Nie, no pewnie! Chłopak niech ma klapki na oczach, a my będziemy sobie siedzieć i na to patrzeć! - powiedziała sarkastycznie i odeszła zostawiając Brodwaya w niemałym osłupieniu. Wypuścił powietrze z ust i poszedł do sali muzycznej.
***
Zdenerwowana Castillo biegała po parku w celu znalezienia chłopaka.
- Leon, to ja Vilu. Błagam cię oddzwoń! Musimy porozmawiać. Odbierz w końcu. Cześć. - nagrała mu kolejną wiadomość na poczcie głosowej. Szatynka usiadła na ławce i ukryła twarz w dłoniach.
- O tu jesteś! - hiszpan przysiadł się do niej. Spojrzała na niego i wywróciła oczami. - Wiesz... Trzeba było mnie posłuchać. Teraz jest na ciebie zły. Może byłoby inaczej. - brunet wzruszył ramionami.
- Echhh... Diego przestań! - Violetta machnęła na niego ręką.
- Jak wolisz... Chciałem ci tylko powiedzieć: A nie mówiłem? - skwitował Diego i odszedł. Castillo westchnęła głęboko.
***
Zdołowany chłopak siedział na murku. Patrzył na czubki swoich conversów. Po chwili Leon wyczuł czyjąś obecność, koło siebie. Odwrócił głowę w tę stronę.
- Cześć. - ujrzał uśmiechniętą wloszkę. Verdas zmarszczył brwi.
- Heeej. - przeciągnął chłopak uważnie obserwując twarz Francesci.
- Mam na imię Fran i widziałam, że dostałeś się do studio. - przedstawiła się brunetka. - I jak kłóciłeś się z Violettą. - dodała ciszej. Uśmiechnął się smutno.
- Tsa... Nie ważne. - szatyn wzruszył ramionami. Spojrzał na pełną współczucia twarz włoszki. - Długo chodzisz do studio? - zapytał Leon. Zaśmiała się.
- Od... Roku. - zastanowiła się chwilę dziewczyna. - Wiesz w której jesteś klasie? - dodała Francesca. Verdas uśmiechnął się.
- Nie, nie spojrzałem nawet na tablicę. - wytłumaczył szatyn. Zaśmiała się.
- No to chodźmy teraz. - wstała i pociągnęła go za rękę. Pokręcił przecząco głową.
- Nie teraz... - jęknął. Zaczęła skakać w miejscu, jak małe dziecko.
- Proszę, proszę, proooooszę! - znów zaczęła go ciągnąć za rękę. Westchnął i uległ brunetce.
W tym samym czasie parę metrów od nich stał Marco. Osłupiały chłopak wpatrywał się w parę siedzącą na murku.
- Marco, słuchasz mnie?! - Federico potrząsnął jego ramieniem. Meksykanin przeniósł na niego wzrok.
- Cco? - zająknął się wyrwany z własnych myśli. Włoch machnął ręką.
- Nie ważne. - odparł. Brunet znów spojrzał na miejsce, gdzie przed chwilą siedziała Francesca i Leon, ale ich tam nie było. Zrezygnowany, odszedł z przyjacielem do jego domu.
poniedziałek, 5 maja 2014
Rozdział 4
-Nie! Ja nie będę oglądał, żadnych babskich kanałów.-uśmiechnął się niepewnie.
-Przypominam, że to mój telewizor. Więc proszę tutaj pilocik.-wyciągnęła dłoń, a on przybił jej piątkę. Westchnęła ciężko.-no dalej znajdziemy jakiś kompromis.
-Ja znajdę.-przyjrzał jej się nie ufnie i zmienił kanał.
-Ej! Kanał motoryzacyjny to nie jest kompromis! Mam tego dość.-wstała i wyłączyła telewizor.
-I co masz teraz zamiar robić?-poprawił się na kanapie i założył dłonie na piersi udając obrażonego.
-Nie obrażaj się sam sobie jesteś winny.-lekko się uśmiechneła w jego stronę.
-No dobra masz już tego pilota.-wystawił rękę z nim przed nią, zadowolona dziewczyna wyciągnęła dłoń, żeby go zabrać, a on szybko zabrał jej go.
-Ej! Co to miało być?!-spytała oburzona.-Wiem jak się zemścić.-spojrzała na niego tajemniczo.
-Nie! Nie zrobisz tego.-wygrażał się palcem.
-Owszem.-zaśmiała się i zaczęła się do niego zbliżać, jednym zwinnym ruchem wyskoczyła na niego i zaczęła go łaskotać.
-Nieee! Fffran! Błłłagam! Przestańńń!-krzyczał przez śmiech.
-No niewiem-przestała na chwilę, udając, że się zastanawia. On wykorzystał ten moment i spróbował ją z siebie zrzucić. Podskoczył, co spowodowało, że dziewczyna przewróciła się na niego. Ich twarze były niebezpiecznie blisko, czuł jej gorący oddech na policzku, zajrzał w jej ciemne piwne oczy. Ogarnął wzrokiem jej bladą piękną twarz, poczuł dziwne ukłucie w brzuchu, jego serce zaczęło walić jak oszalałe, a ręce się pocić, powoli robiło się nie swojo.
-Przepraszam!-poderwała się na równe nogi.
-Nie! To ja przepraszam! Sorry, ale muszę już iść.-pośpiesznie wyszedł z villi państwa Cauviglia. Stała osłupiała na środku salonu. Co to było? Wzięła głęboki wdech i poprawiła sukienkę, tak jak gdyby chciała strzepać z niej trochę pyłku, którego nie było. Spuściła wzrok i pobiegła na górę.
Zszedł z motoru i pośpiesznie wszedł do namiotu technicznego. Rzucił kask w kąt, wetknął dłonie w kieszenie, w prawej ręce poczuł coś dziwnego wyjął ją z kieszeni. To była ulotka którą znalazł, miał ochotę się tam zapisać, muzykę bardzo lubił, a dodatkowym plusem było to, że codziennie będzie widywał uroczą Castillo. Violetta była mu bardzo bliska, nigdy jeszcze nie poznał tak cudownej dziewczyny jak ona. Miła, pomocna, serdeczna, zabawna i inteligentna, mógł by wymieniać dłużej, ale wybudził się z rozmarzenia i udał się w kierunku szatni. Wszedł do dużego budynku i otworzył swoją szafkę. Po chwili był umyty i przebrany. Zarzucił torbę na plecy i wyszedł na ulice, zapisze się do tej szkoły. Zrobi Violi niespodziankę. Otworzył drzwi swojego starego forda i wrzucił wszystko, po chwili sam wsiadł. Zapiął pasy i pewnym ruchem przekręcił kluczyk w stacyjce, już było słychać warkot silnika, a radio zaczęło grać. Chwycił kierownicę i powoli zaczął zbliżać się do celu, założył ciemne raybany chroniące przed utarczywym słońcem i minął kilka ulic. Już po chwili zaparkował przed Studio. Wyszedł na zewnątrz i trzasnął drzwiami zielonego auta. Pewnym krokiem ruszył do budynku, zatrzymał się i rozejrzał, jednak kiedy nigdzie nie było widać Violetty szybko pokonał dystans do gabinetu dyrektora. Wszedł do sali i rozejrzał się, jasno niebieskie ściany z kolorowymi trójkątami, pełno płyt ustawionych na białym regale po równoległej stronie okno, a przed nim białe biurko przy którym siedział młody mężczyzna w błękitnej koszuli i czarnej kamizelce.
-Dzień dobry.-uśmiechnął się przyjaźnie i wskazał miejsce przed biurkiem.
-Dzień dobry. Ja chciałem zapisać się do Studia.-rozejrzał się jeszcze raz i niepewnie usiadł na wskazane miejsce.
-Jestem Pablo, dyrektor tej placówki. Miło mi.
-Leon. Leon Verdas.-było widać, że jest trochę zdenerowany tym spotkaniem.
-Aby dostać się do Studio...-otwarł szufladę i wyjął z niej plik kartek które mu podał.-musisz wypełnić wszystkie potrzebne dokumenty i zdać egzaminy wstępne. Możesz je wypełnić nawet w tej chwili.-delikatnie zamknął szufladę i usiadł wygodniej na krześle.
-Dziękuję.-chwycił długopis i zaczął wypełniać puste pola.
Poprawił czapkę z daszkiem i pewnym krokiem wszedł do studia.
-O Violu! Jesteś! Szukałem cię! Bo widzisz mam do ciebie sprawę. Chodzi o tę wczorajszą imprezę, zostawiłaś u mnie w aucie bransoletkę.-uśmiechnął się o podał jej srebrny sznurek.
czwartek, 1 maja 2014
Rozdział 3
- Chodźmy na drinka. - zaproponowała blondynka.
- Tak dobry pomysł. Tam gdzie zwykle? - zapytała. Ferro pokiwała głową i udały się w stronę lokalu. Po chwili zadzwonił telefon szatynki.
- Halo... Dobrze, za dziesięć minut... Pa! - rozłączyła się z westchnieniem. Przyjaciółka spojrzała na nią pytającym wzrokiem. - To Maxi. Zebranie w studio. - oznajmiła niezadowolona Violetta.
- To z naszych planów nici. - blondynka wzruszyła ramionami. Odwróciły się w przeciwnym kierunku i szybkim krokiem udały się do szkoły.
Punktualnie wszyscy stawili się w auli. Na scenę wszedł Pablo.
- Witam was. - zaczął, a Ponte przewrócił oczami na kolejne przemówienie nauczyciela. Wymienił znudzone spojrzenia z przyjaciółkami, a następnie przeniósł wzrok na mężczyznę. - Pewnie już wiecie, że za tydzień w naszym studio odbędą się egzaminy wstępne. Plan lekcji ulegnie trochę zmianie, ale o tym będziemy was informować potem. Wracając, na fortepianie leżą broszurki reklamujące naszą szkołę. Weźcie chociaż po jednej i rozdajcie komuś znajomemu. To chyba tyle do zobaczenia. - pożegnał się i poszedł. Wszyscy odpowiedzieli coś pod nosem, z czego zrobił się jeden wielki szum. Powoli nastolatkowie podchodzili do instrumentu i zabierali ulotki. Violetta włożyła ją niedbale do torebki i podeszła do przyjaciół.
- To co dziś wieczorem? - spytał brunet.
- Na Raimondsa. - potwierdziła Ferro.
- O ósmej. - dodała Violetta. Pokiwali głowami i rozeszli się. Po drodze Castillo wyciągnęła z szafki czarne legginsy. Weszła do łazienki i włożyła je na nogi. Po drodze wstąpiła na tor motocrossowy. Pomachała przyjacielowi.
- Hej! - krzyknęła wesoło. Leon uśmiechnął się do niej.
- Cześć, co tu robisz? - zapytał witając się z nią.
- Przekażesz Victorowi klucze? Bo ja muszę iść. - zapytała szatynka podając mu ową rzecz.
- Jasne. - odparł. Odwróciła się i machając mu odeszła. Verdas chciał odejść, ale coś przykuło jego uwagę. Ukucnął i podniósł kolorową broszurę. "Tanczysz, śpiewasz, grasz? Przyjdź do nas!" Przeczytał neonowy napis. Uśmiechnął się do siebie i schował ulotkę do kieszeni spodni.
***
Włoszka siedziała na ławce patrząc w jeden punkt. Po chwili ktoś usiadł koło niej. Spojrzała w tę stronę. Usmiechnęła się do przyjaciela.
- A gdzie reszta? - zapytał zdziwiony Tavelli. Francesca zaśmiała się.
- Fede robi kazania Mary, Naty komponuje, a Cami i Brodway mają randkę. - odrzekła brunetka i spuściła głowę.
- Wszystko ok? - zapytał troskliwie Meksykanin. Usmiechnęła się niemrawo.
- Trochę się martwię o Camilę... Nie chcę, żeby wdała się w jakiś konflikt z paczką Violetty. Wiesz jacy oni są... - wyjaśniła. Uśmiechnął się do niej.
- Nie martw się. Cami jest rozsądna. - pocieszył ją Marco. Odwzajemniła uśmiech i przytuliła się do niego. Śmiejąc się ruszyli na spacer po mieście.
***
Mary stała przed lustrem i zadowolona spoglądała w swoje odbicie. Czarna sukienka odsłaniała długie nogi, a granatowe koturny dodawaly siedem centymetrów wzrostu. Uśmiechnięta ruszyła do drzwi.
- Gdzie idziesz? - zapytał poważnym tonem jej starszy brat. Parsknęła śmiechem.
- Nie twoja sprawa. - wzruszyła ramionami i nacisnęła na klamkę.
- O której wrócisz? - zadał pytanie marszcząc brwi Federico.
- Nie wiem. Późno. - odpowiedziała od niechcenia dziewczyna i opuściła ich posesję. Zirytowany włoch postanowił ją śledzić. Czasem chował się za drzewami lub samochodami. W końcu jego siostra stanęła przed budynkiem klubu nocnego. Ze środka dobiegała już głośna, dyskotekowa muzyka. Brunet skrzywił się. Dziewczyna przywitała się z każdym z przyjaciół po kolei i razem weszli do lokalu. Chłopak szybko udał się za nimi. Narazie obserwował ich tylko z daleka. Po pół godzinie każdy z nich był co najmniej po trzech drinkach. Najmłodsza z nich zaczęła tańczyć na stole. Teraz Federico nie wytrzymał. Szybkim krokiem podszedł do niej i siłą ściągnął ją z blatu.
- Idziemy do domu! - wrzasnął ciągnąc ją za rękę. Wyrwała mu się.
- Nawet o tym nie myśl. - wycedziła przez zęby.
- Mary, idziemy do domu. - oznajmił spokojnie, ale stanowczo. Podeszła do nich trochę pijana Ferro.
- Co to się dzieje? - zapytała śmiejąc się. Federico mocniej pociągnął swoją siostrę za rękę. Ludmiła szybko złapała ją pod ramię. - Musimy tam wracać. Maxi zamówił kolejne drinki. - zaśmiała się blondynka, zwracając się do Mary. - A ty się o nią nie martw. Przecież jest już dużą dziewczyną. - zwróciła się do wściekłego włocha. Dziewczyny odwróciły się i razem udały się do swojego stolika.